poniedziałek, 5 stycznia 2015

Prolog



Przeszłam przez ulicę cała w nerwach. Kręciłam się po ulicach miasta, nie wiedząc gdzie idę, co mam zrobić i co ja w ogóle tu robię. Moje myśli kłębiły się w stronę najgorszych scenariuszy. Wariowałam. Miałam ochotę stanąć na środku drogi i wykrzyczeć co siedzi mi na duszy, ale ja nie wiedziałam co miałabym wykrzyczeć, co powiedzieć światu. Ściemniało się, a ja nadal szłam oglądając okolicę, choć widziałam ją już nie raz. Zeszłam po schodach w dół, w stronę parku. Wzdychałam ciężko przy każdym stopniu.
Byłam zmęczona.
Szumiało mi w uszach.
Kręciło mi się w głowie.
Huczało mi w głowie, słyszałam znajome głosy, krzyczące na mnie, pouczające.
Przeszłam park rozglądając się czy ktoś nie przygląda mi się. Za pewne wyglądałam jak jakaś zaginiona, uciekinierka w wariatkowa. Kopnęłam kamień leżący przede mną i bawiłam się nim. Co ja robię?
Stanęłam nagle i spojrzałam na dom przed sobą. Mały, jednorodzinny domek, z pomarszczoną farbą. Paliło się jedne światło, na górze, w znajomym pokoju. Podeszłam pod gadek i ostrożnie weszłam po schodkach, czułam jak uginają się pod moim ciężarem i skrzypią, atakując moje uszy. Spojrzałam na drzwi, które również nie wyglądały najlepiej. Tutaj spędziłam swoje całe dzieciństwo, bawiąc się na tym właśnie gangu. Oblizałam językiem wargi, które nie przyjemnie zaschły. Zapukałam delikatnie. Usłyszałam mnóstwo przekleństw. Drzwi otworzyła mi osoba, którą teraz potrzebowałam.
-Kto do cholery zakłócił mi mój spokój?
Spojrzała na mnie. Rzuciłam się na nią, wzdychając jej perfumy. Zamknęłam oczy kiedy objęła mnie rękoma. Próbowałam się nie popłakać, zacisnęłam powieki, nie pozwalając łzą wylecieć. Nie chciałam zrobić z siebie histeryczki. Jeśli to co myślę, nie jest prawdą, tylko moją chorą wyobraźnią, to wyjdę na idiotkę. Wolałam poczekać jeszcze chwilę.
-Co się stało?-zapytała przestraszona.
Wyminęłam ją i weszłam do mieszkania. Otuliło mnie przyjemnie ciepło, zwłaszcza, że na mieście nie było ciepło, a ja chodziłam w krótkim rękawku. Potarłam ramiona dłońmi. Rozejrzałam się po pomieszczeniach, nie widziałam jej mamy, która zazwyczaj w weekendy siedziała na kanapie i oglądała seriale, z których zawsze miałyśmy z Caroline radochę i śmiałyśmy się z kiepskiej gry aktorskiej. Mówiłyśmy sobie, że kiedyś pokażemy tym beztalenciom, co to gra aktorska.
-Jest tylko mój brat-powiedziała.
On za pewne spał, więc mogłam spokojnie tutaj sprawdzić moje obawy. Nie chciałam robić tego u siebie w domu. Rodzice by chyba rozerwali mnie na strzępy, zwłaszcza, że ja nic praktycznie nie pamiętałam.
Poprosiłam ją, żebyśmy udały się do jej pokoju. Weszłyśmy po wąskich schodach na pierwsze piętro, a potem do jej pokoju. Jak zawsze komputer na biurku był włączony na jakiejś stronie z nieznanym mi chłopakiem. Łóżko było nie po ścielone, bo uważała to za marnowanie czasu, w końcu wieczorem i tak rozwali wszystko. Na podłodze walały się bluzki, spodnie, gdzieniegdzie zobaczyłam buta, bez swojej pary. Jednym słowem robiła tutaj burdel.
Przyjaciółka spojrzała na mnie przestraszona moim zachowaniem i za pewne wyglądem. Mogłam przysiąść, że wyglądałam blado, resztki makijażu znalazły się nawet na mojej szyi, łzy wyschły zostawiając czarne plamy na moich policzkach, przez tusz. Oczy były nie wyraźne i zaczerwienione od płaczu. Ubrania był pobrudzone błotem, a spodnie porozdzierane w niektórych miejscach. Nie była to ta sama Nicola, którą byłam codziennie, zawsze schludnie ubrana, z dokładnym, idealnym makijażem i doskonale ułożone włosy, które teraz robiły co chciały.
-Chcesz się doprowadzić do porządku? Dam ci swoje ciuchy-zaproponowała mierząc mnie.
Kiwnęłam jedynie głową, nie byłam wstanie wydusić z siebie słowa. Gula w gardle nadal była i chyba nie miała zamiaru zostawić mnie w spokoju.
Caroline zaprowadziła mnie do łazienki, która znajdowała się na przeciwko schodów, oddzielała pokoje rodzeństwa. Spojrzałam na siebie w lustrze. Miałam rację. Wszystko się zgadzało. Wyglądałam jak bezdomna, albo jeszcze gorzej. Moi rodzice nie byliby zachwyceni moim wyglądem.
Dziewczyna przyniosła mi swoje ciuchy, jakieś szare dresy i męską koszulkę. Odkręciła wodę w wannie i sprawdziła jej temperaturę ręką. Nalała jakiegoś płynu. Podeszła do mnie i spojrzała na mnie z bólem. Odebrała ode mnie torebkę, którą trzymałam kurczowo. Pokazała mi gdzie mam ręcznik i kazała zawołać, jeśli coś by się działo. Wyszła zamykając drzwi i zostawiając mnie znowu samą. Potarłam ramiona dłońmi czując zimno, które mnie owiało. Ściągnęłam bluzkę, a potem spodnie oglądając je. Zdjęłam z ciała bieliznę i weszłam do wanny. Dostałam gęsiej skóry od ciepła wody. Poczułam zapach płynu, truskawkowy. Oparłam głowę o ścianę i spojrzałam w bok. Lustro załapało jeszcze moją twarz. Odwróciłam szybko wzrok bojąc się patrząc na nieznaną mi dziewczynę, która wcale nie wyglądała na mój wiek. Moja twarz wyrażała strach 5 latki, która dowiedziała się o okrutnych wiadomościach.
Przemyłam rękoma twarz pozbywając się resztek makijażu. Umyłam włosy, w których znalazły się listki jakiejś rośliny. Przemyłam ciało z brudu. Siedziałam chwilę rozmyślając czy dobrze postępuję.
Oczywiście, że tak. Caroline jest jedyną osobą, której mogę ufać i która mnie nie zawiedzie.
Wyszłam z wanny chwiejąc się. Sięgnęłam po ręcznik i wytarłam się nim starannie, każdy detal skóry. Nie spieszyło mi się. Chciałam jak najdłużej zatrzymać tą chwilę, żebym nie musiała stanąć przed najgorszym. Spojrzałam na wodę, która zmieniła swój rzeczywisty kolor. Była czarna.
Ubrałam czystą bieliznę, którą Caroline musiała wyciągnąć z mojej torebki. Potem założyłam na ciało dresy i dużą bluzkę. Lubiłyśmy obie w nich chodzić, dawały tyle wolnej przestrzenni, nawet plamy na nich lepiej wyglądały. Wysuszyłam włosy suszarką. Pamiętałam, dzięki bogu gdzie co jest. W końcu tutaj trwały najlepsze chwile mojego dzieciństwa, nic się nie zmieniło. Wszystko było na swoim miejscu. Wanna od lat była ta sama, umywalka również, nawet lustro, w którym z Caroline jako małe dziewczynki malowałyśmy się, kosmetykami jej mamy. Wyglądałyśmy jak clauny. Nie miałyśmy do tego drygu.
Związałam włosy gumką, która leżała przy zlewie i spojrzałam ostatni raz w lustro. Wyglądałam lepiej, czyściej. Jednak oczy zostały takie same. Zaczerwienione i zapuchnięte. Westchnęłam. Złapałam za klamkę od drzwi i otworzyłam je. Przeszłam metr i znalazłam się przed pokojem przyjaciółki. Weszłam do niego czując się jak wróg.
Siedziała na łóżku patrząc na pudełko, które trzymała w rękach.
Moje pudełko.
Pewnie znalazła w torebce. Zamknęłam cicho drzwi. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na jej twarzy. Pokazała mi pudełko.
-Co to do cholery jest Nik?-zapytała.
-Test ciążowy-mruknęłam pod nosem nie poznając swojego głosu, był jakiś obcy.
-Wiem co to jest. Po co ci to?
Nie odpowiedziałam.
-Czy ty...?-zawahała się.
-Nie wiem, wolę się upewnić.
-Więc dlatego wyglądałaś tak..-pokazała na moje ciało.
-Załamałam się Caroline, mam prawo racja?-zapytałam ze złością.
Wstała i stanęła na przeciwko mnie i spojrzała na mnie przestraszona. Była zawiedziona jej zachowaniem.
-Widocznie się pomyliłam, nie powinnam tu przychodzić. Oddaj mi pudełko-wymamrotałam.
Byłam zła, wściekła. A ona stała i się na mnie patrzyła jakbym była ofiarą losu.
-Dobrze postąpiłaś. Porozmawiajmy o tym-zachowywała się tak dorośle.
Usiadłyśmy na łóżku spoglądając się w dal. Caroline przewracała w dłoniach pudełko, które pokaże mi prawdę. Od niego zależy na czym stoję.
Oby to był tylko sen.


___________________________________________
Witam!
Zadowoleni z drugiej części? Mam nadzieję, że prolog już was zaciekawił.
Liczę na komentarz, które będą zależały od czasu dodania rozdziału.
Piszę to dla siebie, ale również dla was, więc uszanujcie moją pracę i dajcie także coś od siebie.:)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział IX


Odebrałam telefon nie zerkając na wyświetlacz. Mój błąd.
-Jesteście na miejscu?-usłyszałam głos matki.
Spojrzałam na Caroline i dałam jej znak ręką, żeby poszła beze mnie.
-Tak-mruknęłam.
-Masz być miła dla Jacoba! Pamiętaj-przypomniała srogim głosem.
Dzień przed wyjazdem w góry mama przyszła do mnie wieczorem do pokoju i usiadła na brzegu łóżka. Myślałam, że może jest to powtórka z rozgrywki i pokaże swoje uczucia, ale nie było tak ładnie jak się spodziewałam. Najpierw zgromiła mnie za mój wygląd. Siedziałam w poplamionych dresach i za dużej koszulce. Nie byłam pomalowana ani moje włosy nie wyglądały zbyt pięknie związane w rozwalającego się koka na czubku głowy. Zignorowałam ją.
Potem powiedziała kilka zdań na temat moich ocen, które w ostatnim czasie nie były rewelacyjne, nie miałam siły na staranie, uczenie. Zignorowałam ją, po raz drugi.
Ostatni powód jej przyjścia to oczywiście był Jacob. Zrobiła mi długi wykład na temat naszego wyjazdu, że mam być miła dla niego, że mam być pod każdym względem idealna.
Przypomniała mi o naszym zbliżającym się ślubu. Radujmy się!
-Pamiętam-wymruczałam w słuchawkę.
-Świetnie, bawcie się dobrze.
Rozłączyłam się nie zwracając uwagi na jej ostatnie słowa. Będę się cudownie bawić. Mam zamiar zapomnieć o jej cholernych wymaganiach. Zeszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki piwo w puszcze. Otworzyłam je i wypiłam całe na raz. Na końcu skrzywiłam się lekko, ale potem uśmiechnęłam się szeroko spoglądając w lustro przy lodówce. Poprawiłam włosy i wzięłam kolejną puszkę, którą tym razem opróżniłam przy ognisku. Bawmy się dobrze...

***

Wypiłam kolejną dawkę alkoholu. Płyn wstrząsnął mną i zaparzył moje podniebienie. Muzyka leciała z głośników, sprawiając mnie w stan rozluźnienia. Leciał jakiś nowy rap, który przypadł mi do gustu. Robert był najlepszych Dj jakiegokolwiek znałam. Zawsze zajmował się atmosferą imprez i szło mu bardzo dobrze. Dziś jednak zajął się tylko wyborem utworów. Zerknęłam na Caroline, która rozmawiała z Taylorem. Była uśmiechnięta, co jakiś czas wybuchała śmiechem. Zaciągała się papierosem, od których była uzależniona. Spojrzała w moją stronę i zawołała mnie, machając. Podeszłam do niech i usiadłam na pniu drzewa obok dziewczyny. Szturchnęła mnie w ramię i parsknęła śmiechem. Zabrałam jej papierosa i zaciągnęłam się.


Przytrzymałam dłużej dym w płucach, czując jak mnie łaskotał, a potem wypuściłam nosem. Jacob podszedł do nas i podał nam drinki, które zrobił Zac. Był mistrzem w tym. Usiadł obok mnie i przytulił do siebie. Przywarłam do jego prawego boku całym ciałem, czując ciepło bijące od niego. Moje nozdrza zaatakował zapach jego perfum. Rozejrzałam się po obszarze, nie było dziewczyn. Widocznie wróciły do domku. Komary nie służyły dla ich wypielęgnowanych ciał i ta wilgoć. Chyba nigdy nie zrozumiem ich toku myślenia. Choć moi rodzice wychowywali mnie podobnie co je, to byłam inna. Całkowicie inna. Być może w pewnym etapie dorastania po prostu wyłączyłam w sobie słuchanie rodziców i ich wyobrażeń. Uśmiechnęłam się do wszystkich i wypiłam płyn ze szklanki. Smakował limonką. Zaśmiałam się z kawału Zaca, opowiadał o głupocie blondynek. Caroline najpierw zgromiła go wzrokiem, ale potem dołączyła do mnie. Po północy moja przyjaciółka i chłopacy wymknęli się do domku, mówiąc że zaraz wrócą.
-Podoba ci się?-zapytał mnie Jacob.
-Co?
Pokazał na obszar obejmujący nas, domek, ognisko.
-Jest dobrze-mruknęłam w jego ramię.
Zaciągnęłam się jego zapachem.
-Nicola.
-Mhm?
-Czy jest dla nas szansa?
Podniosłam głowę do góry obserwując jego twarz.
-Szansa na co?
-Żebyś mnie pokochała.
Zmieszałam się.
-Ja...
Przerwał mi śpiew chłopaków, a raczej krzyk.
-Sto lat, sto lat...
Obróciłam się do tyłu przyglądając się im. Szli z Caroline, która trzymała mały torcik, z zapalonymi świeczkami. Podeszli do nas zakańczając piosenkę. Zaśmiałam się z ich fałszu.
-O mój boże..-wymruczałam.
-Życzenie skarbie-wykrzyczała blondynka.
Spojrzałam na tort, na chłopaków, na Caroline i na Jacoba, który delikatnie się uśmiechał. Nie miałam pojęcia, czego chciałam.


"Chce być szczęśliwa."-pomyślałam i zdmuchnęłam osiemnaście świeczek.


***

Oparłam się o ścianę ściągając bluzkę i rzucając ją w kąt pokoju. Pocałowałam jego usta, smakując mięty i papierosów. Westchnęłam głośno. Spojrzałam w jego oczy zatracając się w barwie. Całował moją szyję zaznaczając ją swoimi wargami. Przymrużyłam powieki. Przytrzymywałam jego głowę, trzymając jego włosów, które straciły dawny kształt. Gdzieś daleko usłyszałam kogoś śmiech. Dopiero potem zrozumiałam, że to był mój śmiech. Poczułam jego dłonie obejmujące mnie w talii, przyciskając do zimnej ściany. Nie czułam już zimna, tylko ciepło, które zabijało mnie. Podniósł mnie za pośladki do góry. Objęłam nogami jego pas. Pocałował mnie. Ścisnął moje pośladki. Pisnęłam zaskoczona. Jego język znalazł się w mojej jamie ustnej walcząc o dominację z moim. Zaniósł mnie na łóżko i rzucił na nie, nie odrywając naszych ust. Uśmiechnął się delikatnie kiedy wygrał. Dotknęłam jego klatki piersiowej przejeżdżając palcami po mięśniach, zachwycając się nimi. Jego ręce świdrowały obok moich bioder. Całował mój brzuch. Jeździł językiem po jego liniach. Jego silne, wielkie dłonie rozpięły moje spodnie i ściągnęły je szybkim ruchem. Czułam się już naga, choć moje ciało było jeszcze zakryte odrobiną materiału, składające się z stanika i majtek. Zaczerwieniłam się. Uśmiechnął się i pocałował moje policzki. Nie wiem czy było to możliwe, ale zaczerwieniłam się jeszcze bardziej. Zaśmiał się i złączył nasze usta. W ostatniej sekundzie zwróciłam uwagę, że on też był w samych bokserkach. Nie rozumiałam jak to się stało, że stałam przed chwilą przy ognisku grzejąc dłonie, a teraz całuje się na łóżku z nim. Alkohol jednak wyblakł moje zmartwienie i kazał się poddać żądzy pożądania. Jęknęłam cicho kiedy jego dłonie znalazły się na gumce od majtek. Cholera jasna, pragnęłam go.
-Wszystkiego najlepszego kochanie-usłyszałam szept mówiący do mojego ucha.

________________________________________________
Specjalnie dla was ostatni rozdział, na zakończenie roku 2014.
Mam nadzieję, że opowiadanie wam przypadło do gustu 
i jesteście zainteresowani kolejną częścią, huh?
W komentarzu wykażcie swoje zainteresowanie.
Jeśli nie to już po nowym roku znajdziecie tutaj EPILOG zakańczający moją przygodę tutaj
Udanego nowego roku!



sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział VIII


-Pojedźmy w góry!-wykrzyczał Taylor, kolega Jacoba.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Każdy z nas przerabiał kilkanaście razy jego słowa. Spojrzeliśmy po kolei na siebie i zaśmialiśmy się. Nawet ja. Lubiłam przyjaciół Jacoba, byli coś warci. Zac szturchnął go w ramię, kiedy ten obraził się na nas za nas wybuch śmiechu.
-Mówiliśmy o tym już tydzień temu, pacanie-odrzekła Anna.
Mogłabym sobie wyobrazić jak Taylor wyzywa ją od najgorszych. Zachichotałam wewnątrz siebie.
-Znalazłam cudowny domek-zapiszczała Claudia.
Przełożyła zgrabnie włosy na lewy bok i pokazała nam zdjęcie, na którym zobaczyliśmy biały, pełen okien dom, to wcale nie było duże, to było ogromne.
-Ma blisko do supermarketu oraz piękny widok na góry.
-Kupuję to-wyszczerzył się Robert.-Co ty na to Nicola?-odezwał się do mnie.
-Jest okej-mruknęłam do niechcenia.
-Chciałabyś może zaprosić Caroline?-zapytał mnie Jacob.
Wyszczerzyłam oczy. Czy on na serio zadał to pytanie? Bardzo bym chciała, nie umarłabym tam z nudów, pośmiała się z nią z twarzy dziewczyn i ich zachowań, oraz wielkie zainteresowanie do różu. Na pewno oglądaliście, tak jak ja, mnóstwo filmów o nastolatkach, gdzie popularne uczennice, miały tone makijażu, praktycznie każdy detal ciała sztuczny oraz ten paskudny, jaskrawy róż. Cóż, to wszystko prawda. Jednak filmy mówią prawdę.
-Jesteś pewien?-zapytałam nieśmiało.
Spojrzał mi głęboko w oczy, położył rękę na moich ramionach, przytulając do swojego boku.
-Fajnie byłoby poznać ją na spokojnie-szepnął mi w ucho.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Wyciągnęłam telefon i wybrałam znajomy numer.

"Pakuj się dziewczyno, jedziemy w góry!"

-Dziękuję.
Przytuliłam się w jego ramię, wdychając znajomy zapach męskich perfum. Uśmiechnęłam się ponownie w jego koszulkę. To będzie najlepszy wyjazd.

***

Posoliłam ziemniaki i spojrzałam zdziwiona na matkę.
-Skąd wiesz?-zapytałam z obawą.
Wiedziała, że Caroline będzie z nami jechała.
-Rodzice Anny nam powiedzieli, że wykupili bilety i domek. Co to za Caroline? Znam ją?
Spuściłam głowę zakłopotana i cała w nerwach.
-Chodzi ze mną na zajęcia taneczne-wypaliłam.
-Przelałem pieniądze na twoją kartę-zmienił temat tata.
Dzięki niemu uniknęłam przenikliwego spojrzenia mojej matki. Uśmiechnęłam się do ojca, byłam mu niezmiernie wdzięczna. Widocznie zauważył, że między jego kobietami nie jest zbyt miło, więc starał się od jakiegoś czasu załagadzać każdą naszą kłótnię. Zazwyczaj stawał w mojej obronie, co matkę wprawiało w szał.
-Dziękuję.
Wstałam od stołu i podeszłam do niego, przytulając go od tyłu i całując w policzek w podzięce. Mam nadzieję, że już nie zmieni swojego nastawienia i będzie mnie wspierał. Nie zostawi samej ze spojrzeniami matki. Ojciec zaśmiał się wdzięcznie zdziwiony moim zachowaniem. Przyjrzałam mu się, w jego ciemnej czuprynie pokazywały się małe oznaki siwych włosków, za pewne przez stres jaki fundował mu jego zawód. Bycie szefem wielkiej agencji ma zalety i wady. Jedna z ich wad specjalnie zadziała na jego kolor włosów. W jego zielonych tęczówkach można było zauważyć mądrość i pewność siebie, która wręcz wyskakiwała z soczewek. Był dobrze zbudowany, wielkie barki, ale posiadał szczupłą sylwetkę. Zazwyczaj ubrany w elegancji garnitur z wysokiej półki, a czasami w zwykłe jeansy, albo dresy i podkoszulek, wyglądał wtedy jak nastolatek na studiach, który nie wyglądał ani trochę na jego wiek. Garnitury dodawały mu, jak mówił, odwagi i wyglądał starzej. Nigdy nie widziałam, żeby ściągnął obrączkę natomiast mama ściągała ją czasami, rzadko, ale jednak to robiła. Po posiłku pożegnałam się z rodzicami i wróciłam do swojego pokoju szykując się na kolejny dzień, który miał zakończyć semestr i rozpocząć przerwę zimową, na którą wszyscy się szykowali. A w sobotę mieliśmy się udać na lotnisko i wyjechać na Góry Chile, gdzie czekał na nas przytulny domek.

***

-Gdzie ty jesteś do cholery?-usłyszałam w słuchawce.
-Przepraszam, zaraz będę-odpowiedziała zdyszana.
Rozłączyłam się szybko i pobiegłam do centrum handlowego, który cały był ozdobiony świątecznymi przedmiotami, cały w światełkach, w różnych kolorach. Wbiegłam do środka i zaatakowała mnie kolęda z głośników i ciepłe powietrze. W drodze do kawiarenki gdzie miałam się spotkać z Caroline wpadłam na św.Mikołaja, który zadzwonił na mnie swoim dzwonkiem. Przeprosiłam go i pobiegłam do miejsca spotkania. Przy wejściu zauważyłam dziewczynę w pokroju mojej przyjaciółki, która z niecierpliwienia deptała nogą w podłogę i przewracała telefon w palcach u lewej dłoni. Była ubrana w ciemne jeansy, które ją jeszcze bardziej wyszczupliły i ciemny sweter z świątecznymi wzorkami. Przewróciła oczami widząc mnie, ale po chwili przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek.
-Gotowa?-zapytałam.
-Jak jeszcze nigdy w życiu.

***

-Jesteś pewna, że mam z tobą jechać?-zapytała po raz setny dzisiaj.
Przewróciłam kolejny wieszak z ciepłymi swetrami i spojrzałam na nią znudzona jej pytaniami.
-Na prawdę? Myślałam, że już to przerobiłyśmy.
-Nick chce jechać, nie zrozum mnie źle, ale ty za wszystko płacisz, nie chcę litości.
-To pieniądze mojego taty, nie moje, zapomnij o tym i zabaw się ze mną. Pierwszy raz w życiu zakupy z tobą są takie nudne i drętwe.
Uśmiechnęła się, ale zauważyłam przebłysk kłamstwa.
-To zabawmy się!-krzyknęła.


Przytuliłam ją do siebie i zaśmiałam się głośno.
-Wróciłaś, dzięki bogu.
Pokazałam jej kartę kredytową, którą dostałam od taty gdy skończyłam 15 lat.
-Lecimy?-zapytałam.
Kiwnęła do mnie potwierdzająco.

***

-Wzięłaś wszystko?
-Tak-mruknęłam.
Tata przytulił mnie do siebie mocno.
-Uważaj na siebie, góry nie zawsze są przyjazne.
Uśmiechnęłam się.
-Będę uważać-zapewniałam go.
Potem pożegnałam się  mamą jedynie mówiąc pożegnalne słowa i kiwając do siebie głowami. Bez uczuciowo. Prychnęłam w myślach. Chwila kiedy się przede mną otworzyła i przytuliła mnie bladła w moich wspomnieniach, zanikała jakby nigdy się nie zdarzyła. Wsiadłam do swojego samochodu, który wreszcie dostałam od rodziców i podjechałam pod dom Carolina, która żegnała się z mamą czule się przytulając, na końcu walnęła żartobliwie swojego brata w ramie, który omal się nie wywrócił. Nacisnęłam na klakson. Przyjaciółka słysząc dźwięk obróciła się w stronę samochodu i pożegnała się jeszcze raz z rodziną krzycząc nie zrozumiałe dla mnie słowa. Podbiegła do bagażnika, który jej otworzyłam za pomocą z jednego z przycisków i wsiadła do samochodu.
-Cześć kochanie-powiedziała trochę zdyszana.
-Gotowa na góry?-zapytałam odpalając samochód.
Pokazała mi jedynie dwa kciuki w górę i włączyła na radio, tak głośno jak tylko mogła. Po drodze śpiewałyśmy we dwie, śmiejąc się w niebo głosy. Na lotnisku byłyśmy jako ostatnie. Dziewczyny z chłopakami stali przed wejściem do naszego samolotu trzymając w rękach bagaże. Spojrzałam na Caroline oczekując jakiekolwiek jej reakcji, ale ona jedynie patrzyła z obrzydzeniem w stronę dziewczyn. Koledzy Jacoba widocznie się zaciekawili moja przyjaciółką po obserwowali każdy jej ruch. Przedstawiłam ich ze sobą, chłopacy przywitali ją dużym uściskiem a dziewczyny jedynie uśmiechnęły się nie szczerze. Przegadaliśmy cały lot. Taylor był zachwycony Caroline i zagadywał ją o wszystkie jej szczegóły w życiu. Zac natomiast ślinił się na sam jej widok. Jedynie Robert siedział bez jakiegokolwiek zainteresowania. Czasami coś mruknął, ale nie był chętny na nowe znajomości. Dziewczyny siedziały oddalone od nas plotkując zawzięcie i oglądając się w lusterkach poprawiając co chwila swoją twarz i włosy. Caroline na spokojnie mogła żartować z nich, ich za mocno pomalowanych polików i oczu i z tego przeklętego różu. Pierwszy raz spędzając czas z nimi byłam rozluźniona. Jacob siedział obok mnie, ale nie wykonywał żadnych ruchów w moją stronę. Siedział spokojnie włączając się do rozmowy. Caroline wybaczyła mu jego zachowanie, już na lotnisku wyjaśnili sobie na osobności tamtą sytuację. Można powiedzieć, że przerwa rozpoczęła się idealnie.

***

Caroline rzuciła się na łóżku przytulając do poduszki. Dom był na prawdę ładny. Patrycja jednak miała gust jeśli chodzi o dekoracje wnętrza. Wszystko, jak na obrazku, było w jasnych kolorach. Królował tutaj beż, który wszędzie był, w każdym nawet najmniejszym fragmencie. Miałyśmy razem pokój tak jak się spodziewałam. Nie chciałam, żebyśmy były oddalone od siebie. Bałam się, że sobie nie poradzi, w końcu jesteśmy pod dachem z bandą bogatych nastolatków.
Zachichotałam na widok jej jak rozwaliła się na materacu przykryta po uszy pokryciem.
-Wygodnie?-zapytałam.
-Cholernie tak!-wykrzyczała.
Odłożyłam torebkę i telefon na szafkę obok i rzuciłam się na łóżko obok dziewczyny. Zaśmiałyśmy się obydwie.
-Masz fajnych kolegów, ale te dziewczyny są bezcenne do nabijania się.
-To koledzy Jacoba, ale masz rację są spoko.
-Właśnie, Jacob.
Obróciła się na bok patrząc na mnie swoimi tęczówkami.
-Jest bardzo przystojny. To dupek, ale nie zostawi cię. Najdziwniejsze jest to, że ani razu cię nie dotknął w samolocie. Może tutaj coś między wami zaiskrzy.


Schowałam głowę zawstydzona.
-Och nie pesz się tak. Kręci cię i na sto procent chcesz go przelecieć.
-Cat!-krzyknęłam oglądając się na boki czy drzwi na pewno są zamknięte.
-W końcu musi być ten pierwszy raz. Alkohol robi swoje kochanie-puściła mi oczko.
Położyła się z powrotem na plecach.
-Jak tam ten nowy?-zapytałam zmieniając temat.
Być może, nauczyłam się tego od taty. Czasami po prostu trzeba zmienić temat, zamknąć go na jakiś czas i dopiero gdy będzie się gotowym wrócić i go przedyskutować.
-Jest na prawdę dobry w te klocki-mruknęła rozmarzona.
Podniosłam się gwałtownie.
-Czy wy...?
-Tak, pięć razy pod rząd doprowadził mnie do orgazmu.
Zachichotała.
Okej, Caroline już taka jest, że mówi co jej na usta przyniesie, nie myśli nad słowami, mówi rzeczy, których nikt kogo znam nie wypowiedziałby, nie w towarzystwie. Tak zostałam wychowana i choć byłam przyzwyczajona do jej prawdomówności na każdy temat to jednak zaskoczyła mnie swoim wyzwaniem. Czyli z naszej dwójki to ja zostałam nadal dziewicą. Wszystko wiadomo. Caroline już od dawna planowała stracić cnotę. Planowała to dokładnie. I zrobiła to. Była do tego zdolna, ja nie. To ona była tą, która potrafiła flirtować z każdym i każdemu przywalić.
-Mówisz serio?
Przełknęłam nerwowo swoją ślinę. Dlaczego ja się denerwuję? Zmarszczyłam czoło.
Kiwnęła głową potwierdzająco.
-Piszemy ze sobą, pojechał tydzień temu do swojej rodziny w Alasce, ale ma wrócić tak samo jak my i jesteśmy umówieni. Wiesz, myślę, że dobrze zrobiłam. Poczułam, że to czas i myślę, że on na prawdę do mnie pasuję i chyba zostaniemy parą, ale nie chce zapeszyć.
-Gratulacje.
-Spokojnie, myślę, że Jacob szybko weźmie cię w obroty.
Zachichotała. Spojrzałam na nią karcąco, każąc jej się zamknąć. Do drzwi ktoś zapukał, krzyknęłyśmy obydwie "proszę". Wszedł Taylor uśmiechnięty.
-Rozpalamy ognisko, zapraszamy panie.

_________________________________________________
Życzę wam wesołych świąt.
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu.
przepraszam za jakiekolwiek błędy:(
 -moje nowe dziecko:)

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział VII


Wstałam z łóżka, ale zrobiłam to zbyt gwałtownie i zakręciło mi się w głowie. Wyłączyłam budzik i podeszłam do łazienki, gdzie wzięłam zimny prysznic, weszłam do pokoju w ręczniku i szukałam ciuchów w szafie. Jeszcze kilka dni i miała być matura, sprawdzian, który pokaże nie tylko moje umiejętności, jakie zdobyłam przez cały okres uczenia się, ale także zagwarantuje mi studia. Jeśli pójdzie mi naprawdę dobrze, to nawet dostanę się do mojego wymarzonej uczelni w Chicago, gdzie planowałam pójść od ponad dwóch lat, razem z Caroline. Wyciągnęłam jakieś zwykłe jeansy i koszulę, która miała wstawki, ze skóry. Ubrałam się, ogarniając w biegu pokój i przy okazji swoje włosy, które wyglądały dziś okropnie. Widocznie koszmary nie weszły mi jeszcze w krew. Od dłuższego czasu miewałam koszmary, nie które były stworzone pod moje obawy. Nie które jednak, jakby w ogóle nie przypominały złego snu. Siedzę spokojnie na polanie, w środku lasu, jestem szczęśliwa. Czuję powiew wiatru, czuję zapach dorastających kwiatów, a potem zawsze słyszę swoje imię. A potem widzę jego. Mężczyznę, który podchodzi do początku polany, jakby bojąc się wyjść z ukrycia, nigdy nie zobaczyłam jego twarzy, jedynie oczy, o czekoladowej barwie. Wyciągał do mnie dłoń zapraszając do siebie, ale ja zawsze bałam się jej złapać, czując się bezpieczna na polanie, gdzie wszystko żyje. Pamiętam jak marszczy charakterystycznie brwi, jakby moja decyzja nie podobała się mu. Potem zazwyczaj budzi mnie budzik, albo krzyk mojej matki, która jest rano podenerwowana. Tym razem zrobił to mój budzi, dzięki czemu mogłam spokojnie przygotować się na kolejny dzień w szkole. Weszłam pod prysznic przygotowując się na zderzenie z zimną wodą, która przywróciła mnie do rzeczywistości, zapomniałam o chłopaku ze snu, przypomniałam sobie o dzisiejszym sprawdzianie z chemii. Westchnęłam zrezygnowana. Wyszłam spod płynącej wody na miękki dywan, opatuliłam się puchatym ręcznikiem, który delikatnie drażnił moją nagą skórę. Wróciłam do pokoju i zaczęłam grzebać w szafce z bielizną, przewróciłam chyba każdy komplet, żaden mi nie pasował. W końcu wzięłam jakiś kremowy z koronką. Ubrałam wcześniej przygotowane ciuchy. Spojrzałam na siebie w lustrze, nałożyłam trochę pudru na twarz, zakrywając moje sińce pod oczami, przejechałam kredką i tuszem, rozczesałam włosy, zostawiłam je w nieładzie, tylko przerzuciłam je na prawy bok. Wzięłam torebkę z potrzebnymi książkami i zeszłam po schodach na dół. Zastałam mojego ojca czytającego gazetę przy blacie w kuchni i moją mamę, która krzątała się obok niego. Pocałowałam tatę w policzek, a z mamą jedynie zmierzyłyśmy się z wzrokiem, ostatnie czułości, które mi zaoferowała gdzieś wyparowały. Odebrałam od niej kanapki na dzisiejszy lunch, wzięłam jeszcze sałatkę, która przygotowałam wczoraj i wyszłam na zewnątrz żegnając się z nimi. Przed moim domem jak zawsze czekał Jacob, który opierał się o samochód. Nie rozmawiałam z nim od ostatniej kłótni, jeśli można ją tak nazwać. Otworzył mi drzwi bez słowa, a kiedy wsiadłam i zapięłam pasy zamknął je i okrążając samochód usiadł na fotel kierowcy, odpalił samochód, który wydał przyjemne drżenie.
Na szkolnym parkingu już tłoczyli się uczniowie. Wjeżdżając samochodem wszyscy zwrócili wzrok w naszą stronę. Westchnęłam. Miałam tego już dość. Dość czucia na sobie wzroku tylu ludzi. Kiedy tylko Jacob zaparkował na jego ulubionym miejscu wyszłam z samochodu i ruszyłam w stronę szkoły ignorując zdziwione spojrzenia. Podeszłam szybkim krokiem do szafki. Walnęłam nieświadomie w nią czołem. Muszę jakoś wytrzymać ten dzień.

***

Przez cały dzień unikałam Jacoba, praktycznie każdego unikałam, nie miałam humoru na udawanie, że obchodzą mnie ich problemy, nie miałam humoru nawet na nich patrzeć. Pchnęłam drzwi wyjściowe, poczułam zimny powiew na twarzy, moje włosy rozwiały się na każdą możliwą stronę. Przymrużyłam oczy i ruszyłam w stronę przystanka autobusowego. Nie miałam ochoty na cokolwiek. Przyjrzałam się rozkładowi jazdy sprawdzając godzinę na telefonie. Usiadłam na zimnej ławce, skuliłam się, aby było mi cieplej. Przejrzałam wiadomości w telefonie. Dostałam kilka od dziewczyn z szkoły, które od razu usunęłam, dwa były od Caroline, na które odpisałam szybko i ostatnia od Jacoba, która zignorowałam. Przyjrzałam się ulicy, co chwilę przejeżdżał jakiś samochód, po drugiej ulicy szły jakieś dzieci, które śmiały się głośno, a za nimi szli prawdopodobnie ich opiekunowie, którzy byli zainteresowani swoją rozmową. Spojrzałam na boki, kilka osób przystanęło obok mnie i robiło to co ja. Czekali. Kiedy autobus przyjechał wszyscy odzyskując swoje zainteresowanie wsiedli jak najszybciej, żeby zając miejsce siedzące. Stanęłam przy drzwiach, trzymając się poręczy. Miałam idealny widok na zewnątrz. Wysiadłam przystanek dalej od mojego domu i przeszłam się. Otworzyłam drzwi swoimi kluczami, które zawsze trzymałam w torebce, w małej kieszonce. Weszłam do środka upajając się ciepłem. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją w korytarzu. Obejrzałam się po domu, sprawdzając czy na pewno jestem sama. Kiedy nikogo nie spotkałam weszłam po schodach do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko, w powietrzu zdejmując buty. Przytuliłam się do poduszki wdychając jej zapach. Poczułam znajome wibracje w tylnej kieszeni spodni. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
Nie odebrane połączenie od Jacoba.
Wyłączyłam telefon i ponownie ułożyłam się wygodnie na materacu. Przykryłam się kocem, który nie dawno kupiłam. Kochałam okrywać ciało nim. Był taki mięciutki, przyjemny w dotyku oraz szybko ocieplał. Okryłam się nim aż pod szyję, zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w bicie swojego serca.

***

Obudził mnie krzyk mamy, która wołała moje imię. Nie chciało mi się ruszać, a wiedziałam, że i tak wejdzie do pokoju, sprawdzając moją obecność. Zamknęłam ponownie oczy, nie zawracając sobie głowy godziną. Prawie wróciłam do snu, z którego mnie obudziła, ale usłyszałam znajome skrzypnięcie drzwi. Byłam tak leniwa, że nawet nie otworzyłam powiek. Jedynie leżałam dalej w bez ruchu, przytulając się do fioletowego koca.
-Jestem w domu-mruknęłam.
Byłam pewna, że weszła tutaj mama, za nic bym nie uwierzyła, że jest tutaj...
-Cześć-powiedział Jacob.
Otworzyłam szybko oczy spoglądając na niego zdziwiona. Obczaiłam go od góry do dołu, wyglądał jak rano, nic się nie zmieniło. Usiadł na krańcu mojego łóżka. Nie odezwałam się, nie powiedziałam nic. Poczułam wielką gulę w gardle. Sama nie wiem co się ze mną działo, może to, że miał takie same oczy jak mężczyzna z mojego snu. Zmrużyłam oczy zdenerwowana. Pierwszy raz był w moim pokoju, zawsze starałam się, żeby nie postawił tutaj nogi, a jednak. Nadszedł magiczny dzień, pojawił się w jedynym miejscu gdzie mogłam być sobą, gdzie nie udawałam, gdzie mogłam się schować przed rozkazami mamy i jej krzykiem, przed nim.
-Posłuchaj...-zaczął.
Spojrzałam na niego uważnie. Spuścił wzrok na podłogę.
-Przepraszam cię za to wczorajsze wydarzenie. Podniosło mnie.
Rozejrzał się po pokoju, przeglądając każdy kąt. Zaczął od biurka, które zawsze było perfekcyjnie czyste, i skończył na moim raju, czyli łóżku. Spojrzał na mnie wyczekująco. Jakby czekał na jakikolwiek ruch z mojej strony. Ale ja nie potrafiłam nic zrobić. Podrapał się po karku i wstał.
-Nie powinienem tutaj przychodzić, sorry.
Podszedł do drzwi i otworzył je szeroko. Podniosłam się i usiadłam po turecku.
-Poczekaj-szepnęłam.
Stanął gwałtownie, zamknął drzwi i obrócił się w moją stronę.
-Nie możesz nikomu powiedzieć o Caroline, okej?-zapytałam cicho.
-Dlaczego?
-Po prostu, obiecaj.
-Dopóki mi nie powiesz, to nic nie obiecuję.
Wzdrygnęłam się. Moje ciało zalała fala zimna.
-To moja przyjaciółka, jest dla mnie wszystkim, od zawsze. Mama zabroniła mi się z nią widywać. Ukrywamy się. Proszę obiecaj, to dla mnie cholernie ważne.
Złapałam jego dłoń patrząc w jego oczy. Byłam zbyt depresyjna, ale jeżeli nasz sekret wyszedł by na zewnątrz, to... źle by się skończyło. Odwzajemnił mój ruch.
-Obiecuję-uśmiechnął się.
Usłyszeliśmy pukanie do drzwi, a potem pojawiła się w nich moja mama, która uśmiechała się od ucha do ucha. Spojrzała na nas, trzymaliśmy się za dłonie, zobaczyłam iskierki radości w jej oczach, które były zawsze mocno podkreślone kredką. Puściłam jego dłoń i schowałam ją w kocu.
-Jacob chciałbyś zostać na kolacji?-zapytała pełna nadziei.
-Z miło chęcią pani Clarion.
Uśmiechnął się do niej szeroko. Mama zamknęła drzwi i poszła na dół.
-Nie masz nic przeciwko?
Zaprzeczyłam. Zresztą obiecał nic nie mówić. Wszystko było w porządku. Przebrałam się w łazience w jakieś czyste ciuchy, bo w tamtych czułam się brudno, zostawiając chłopaka na moim łóżku. Rozczesałam włosy i zebrałam je w warkocza na bok. Poprawiłam makijaż. Zeszliśmy na dół, po tym jak tata zawołał nas na kolację. Usiedliśmy przy wielkim stole w jadalni. Wszyscy rozmawiali, a ja siedziałam grzecznie na swoim krześle grzebiąc w sałatce. Nie miałam jakoś specjalnego apetytu, a rozmowa o sprawach związanych z przyszłością i biznesie ojca zniesmaczyły mnie jeszcze bardziej. W końcu po pewnym czasie pożegnałam Jacoba, odprowadzając go do samochodu. Mogłam przysiąść, że mama obserwowała nas. Przytuliłam go na pożegnanie, ale on jeszcze pocałował mnie w czoło.
-Obiecuję-szepnął kiedy jeszcze trzymał mnie w ramionach.
Weszłam na ganek obserwując jak jego auto znika w ciemnościach. Od razu ruszyłam do swojego pokoju i tam zostałam do końca dnia. Wróciłam do swojego łóżka i otuliłam się ponownie kocem, ale towarzyszyła mi przy tym Caroline, z którą rozmawiałam przez telefon.
-Jesteśmy bezpieczne-mruknęłam do słuchawki.

___________________________________________________________

witam was serdecznie i zapraszam na nowy rozdział.
zapraszam także do zapisywania się do zakładki 
oraz jeśli jesteś nowym czytelnikiem do zakładki

czwartek, 23 października 2014

Rozdział VI

-Nicola Clarion-

Weszłam do starego budynku po raz kolejny dzisiejszego dnia. Spojrzałam ukradkiem po uczniach, którzy oglądali się za mną. Nikt nie wiedział o naszych zaręczynach, na szczęście. Jakob zachowywał się normalnie, jak zawsze, popisywał się na każdym kroku, ale jego zazdrość wzmocniła się o kilka poziomów w górę, co było koszmarnie denerwujące. Zwracałam mu uwagę ale on nic z tego sobie nie zrobił, próbował być cały czas przy moim boku.  Teraz jednak byłam sama, nawet dziewczyny mnie dziś opuściły, więc mogłam spokojnie podejść do szafki, bez żadnych problemów. Uśmiechałam się delikatnie, co zwróciło uwagę chłopaków, zwłaszcza pierwszakow. Ominęłam ich bez słowa. Nie chciałam żeby mieli problemy od Jacoba. Nawet w domu nie miałam chwili wytchnienia. Mama deptała mi po piętach całe dnie, jedynie dawała mi spokój gdy odrabiałam lekcje lub uczyłam się na ważny sprawdzian. Cały czas zabierała mnie na zakupy, albo prosiła o pomoc przy projektach, które wymyśliła na nową kolekcję, brała nawet już pierwsze przymiarki do sukni ślubnej choć obiecała mi ślub dopiero po skończeniu szkoły. Mój ojciec całkowicie olał całą tą zabawę w szczęśliwą rodzinę, praktycznie nie było go w domu.  Jedynie wspólne weekendy spędziliśmy w rodzinnym gronie ale razem z Greyami. Nie miałam czasu nawet na spotkanie z Caroline, jedynie pisałyśmy wiadomości kiedy kłamałam że się uczę. I choć matura zbliżała się wielkimi krokami to nie przyjęłam wielkiej miary do tego, ostatnie tygodnie minęły mi szybko, nie miałam czasu na przemyślenie gdzie wyślę listy o przyjęcie mnie na studia. Podeszłam do swojej szafki. Już nie długo miały być wakacje, na które miałyśmy się razem z Caroline udać, ale oczywiście plany się zmieniły, mam spędzić ten wolny czas przy boku Jacoba i szkolnej elity. Mają zamiar jechać w góry, podobno chłopacy wynajęli domek. Dla nich to było nic, mieli mnóstwo kasy, te kilka tysięcy nie miało dla nich żadnego znaczenia. Natomiast dla Caroline tak. Pochodziła z ubogiej rodzinny, jej mama zapracowywała się, a ona sama także dorabiała na kieszonkowe dla niej i jej brata. Usiedliśmy na lunchu przy wspólnym stoliku, rozmawiali o wyjeździe, dziewczyny piszczały co chwilę na wiadomość o zakupach i nowych ciuchach zimowych, chłopacy natomiast ekscytowali wolnymi dniami, gdzie mogą się napić i pójść na narty. Ja jedyna nie wciągnęłam się w żadną rozmowę, Jacob obejmował mnie w pasie co chwila spoglądając na mnie, na początku z nudów grzebałam w sałatce z owocami morza, a potem czytałam wiadomości od Caroline z dzisiejszego dnia. Postanowiłam jej odpisać dyskretnie.

Od Caroline:
Bogacze i my? Kiepski pomysł. Zresztą wiesz, że nie mam tyle pieniędzy na ich luksusy.

Do Caroline:
Mama ma dać mi kartę z dużą sumą pieniędzy, postawię ci. :) Musisz jechać, nie wytrzymam z nimi...

Od Caroline:
A TWÓJ Jacob?

Mogłam sobie wyobrazić jak w charakterystyczny sposób podnosi brwi. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Chłopak zauważył zmianę mojej mimiki i zaciekawił się. Zabrał mi telefon. Próbowałam mu go zabrać ale odczytał ostatnią wiadomość i zaśmiał się.
-Jestem twoim Jacobem?-szepnął mi w ucho.
-Oddaj mi telefon-mruknęłam zdenerwowana.
Nie może się dowiedzieć o Caroline, nie ufałam mu wystarczająco. Moja matka wpadła by w szał gdyby się dowiedziała o niej, że odnowiliśmy kontakty. Jednak chłopak posłusznie oddał mi rzecz. Schowałam szybko telefon do kieszeni i wyszłam ze stołówki. Zapewne wszyscy popatrzyli na mnie jak na idiotkę, zrobiłam to zbyt porywczo, ale kiedy pomyślałam co by się stało jakby Caroline nie byłaby moją przyjaciółką to mam ochotę się rozpłakać. Ona jedyna mnie wspierała gdy matka wyżywała się na mnie, bo nie chciałam się spotkać z Jacobem. Zeszłam po schodach na sam dół budynku. Praktycznie przebiegłam korytarz. Wyszłam szybko na zewnątrz, napisałam wiadomość na telefonie i ruszyłam w stronę parku.

***

Rzuciłam się na Caroline. Tak cholernie się za nią stęskniłam. Usiadłyśmy na naszej ulubionej ławce w parku, oddalonej trochę od placu zabaw, zazwyczaj ludzie tędy nie przechodzili, szli zazwyczaj skrótami, więc praktycznie byłyśmy same. Spoglądałam co chwila w stronę placu zabaw gdzie pojedyncze dzieci się bawiły na wielkiej wieżyce. Caroline nadawała cały czas, co robiła od naszego ostatniego spotkania. Próbowała mówić, mówić i mówić. Jej potokom słów nie było końca. Zwłaszcza gdy mówiła o sobie. Nie była egoistką, zapatrzoną w siebie sukę, bywała czasami tak łagodna, że w ogóle nie przypominała codziennej siebie, czyli dziewczynę, która nie przejmuje się niczym, ma wyjebane, radzi sobie ze wszystkim, taką siebie stworzyła i potrafiła nawet w najgorszej sytuacji życiowej dalej być sukowatą sobą. Ale kochałam ją za to. Za te jej gówniane teksty, które były czasami za bardzo wulgalne, ale to właśnie opisywało jej stan. Zaakceptowałam to. Tak samo jak ona moje humorki i to, że nadal boję się postawić rodzicom dostatecznie. Nie wiem czemu. To siedziało gdzieś w środku mnie, głęboko i za nic nie mogłam tego z siebie wyciągnąć. Być może właśnie dlatego zgodziłam się na zaręczyny Jacoba. Spojrzałam na przyjaciółkę, wyglądała zawsze tak samo, mocne kreski na powiekach, długie, ciemne rzęsy i czerwona szminka. Zazwyczaj związywała włosy w warkocz na jedną stronę, albo spinała grzywkę, dziś jednak były one rozpuszczone i co dziwne, naturalnie polokowane. Od zawsze widywałam ją w wyprostowanych włosach, miała na to obsesję. Rok temu kupiłam jej na urodziny bardzo dobrą prostownicę i preperaty na włosy. Była szczęśliwa, ale także wkurzona, że wydałam dużo pieniędzy na nią. Nie lubiła gdy kupowałam jej coś drogiego, albo stawiała coś. Lubiła być samodzielna. Sama zarabiała na swoje potrzeby, podziwiałam w niej ten hard pracy. Sama chciałam iść kiedyś do pracy, jak ona, ale rodzice wyśmiali mój pomysł, zwłaszcza moja matka, która stwierdziła, że mamy wystarczająco pieniędzy, żebym nie pracowała pod ich dachem, tylko przyłożyła się nauki i poszła na najlepsze studia, żeby mieli się czym chwalić przed osobami, tak bogatymi, jak oni. Zwróciłam uwagę na jej strój, miała swoje nowe botki, które zakupiła tydzień temu, ubrała swoje sprane niebieskie jeansy, które miały charakterystyczne dziury przy kolanach, wsadziła w nie jakąś ciemną bluzkę i skórę, która kochała, mogłaby się za nią zabić. Uśmiechnęłam się. Tak dawno jej nie widziałam. Wchłaniałam każdą nową wiadomość, które wypowiedziały jej usta. Lubiłam wsłuchiwać się w nią. Wtedy życie wydaje mi się takie niezwykłe, doskonałe i proste, bo mam ją przy sobie. Liczymy się wtedy tylko my. Nikt inny. Zazwyczaj wyłączałam wtedy telefon, żeby rodzice nie wydzwaniali do mnie z niepotrzebnymi rzeczami. Nie miałam zamiary zostawiać jej i lecieć do domu, bo mama miała taki kaprys. Starałam się ignorować jej wrzaski kiedy wracałam późno do domu i nie mówiłam jej co robiłam. Robiła się wtedy cała czerwona na twarzy i co chwila tupała nogą, jak dziecko. Zazwyczaj po prostu ignorowałam jej gderanie i szłam do góry, do swojego pokoju. Zapatrzyłam się w dal, pomiędzy drzewami, wyłączyłam się. Zapomniałam, że obok mnie jest Carolina, że mówi do mnie na pewno coś ważnego. Dopiero gdy dotknęła mnie delikatnie w ramię i spojrzała na mnie krzywo obudziłam się.
-Słyszałaś co mówiłam? -zapytała.
-Przepraszam wyłączyłam się na chwilę-mruknęłam przepraszająco.
Westchnęła i spojrzała na mnie spod rzęs.
-Słyszałaś chociaż o Lucasie?
-Lucasie? Kto to jest?-zapytałam zaciekawiona.
-To ten nowy. Mówiłam ci przed chwilą.
-Powtórz-zaśmiałam się cicho.
Uśmiechnęła się cwaniacko, ale potem spojrzała daleko za mną i zmarszczyła czoło. Obróciłam się do tyłu. W naszą stronę szedł Jacob, który rozglądał się po bokach. Cholera. Obróciłam się natychmiast twarzą do przyjaciółki.
-Nie patrz tam-skarciłam ją.
-Na żywo jest jeszcze ładniejszy-zaśmiała się.
Mogłam przysiąść, że było ją słychać w całym parku, na pewno chłopak ją zauważył a tym bardziej mnie. Usłyszałam kroki za sobą, a potem ktoś mnie szturchnął. Zagryzłam wargę. Carolina puściła mi oczko uśmiechając się. Dałam jej znak, żeby się zamknęła. Obróciłam się delikatnie. Jacob stał i wpatrywał się we mnie wyczekująco. Jego twarz nie ukazywała żadnych emocji. Wstałam z ławki, zakrywając dziewczynę.
-Uciekłaś z lekcji, nie źle-mruknął.
-Nie twoja sprawa.
-Wiesz, że ona spieprzyła z lekcji przez ciebie?-zapytał.
Dopiero po chwili zrozumiałam, że to pytanie było do Caroline. Ona jedynie wstała poprawiając swoją skórę. Była niziutka, ale wyglądała na wyższą nawet ode mnie. Spojrzała na niego obojętnie.
-A ty to?-zapytała.
-Jacob Grey, jestem jej chłopakiem. A ty biedaku?
Zobaczyłam jak moja przyjaciółka się spina po jego wypowiedzi. Dotknęło jej to.
-Nie powinno cie to obchodzić sukinsynie!
Już ustawiała się do pozycji aby zadać mu cios, ale stanęłam między nimi. Spojrzałam na nią karcąco. Ona jedynie rzuciła mi spojrzenie typu :"Sama słyszałaś". Pokręciłam głową. Popchnęłam chłopaka do tyłu, oddaliliśmy się od naszej ławki, gdzie dziewczyna spokojnie usiadła i przyglądała się nam.
-Możesz się uspokoić?
-Ja mam się uspokoić? To ona się na mnie rzuciła z łapami-wykrzyczał.
-Nie ważne, powinieneś z skąd iść.
-Słucham?-zapytała nie dowierzając.
-Dobrze słyszałeś chuju!-krzyknęła blondynka.
Serio? Jacob podniósł rękawy kurtki do góry, do łokci. Przystąpił z nogi na nogę. Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
-Co ty robisz do cholery?-warknęłam.
-Zabieram cię do domu-odparł spokojnie.
Wyrwałam mu się.
-Nigdzie nie idę. Zostaję tutaj. Nic nie wiesz Jacob nie mieszaj się.
-Nie pozwolę ci się zadawać z kimś takim.
Pokazał z obrzydzeniem na Caroline.
-Nie waż się tak o niej wypowiadać!-krzyknęłam na niego.
-Kim niby ona jest dla ciebie huh?
-Jest moja przyjaciółką.
Spojrzał na mnie zaskoczony, zmrużył oczy przyglądając się mnie, jakby szukał wskazówki czy mówię prawdę. Powiedziałam ciche "cześć" i odeszłam od niego. Usiadłam znowu na ławce patrząc na twarz mojej towarzyszki, która uparcie spoglądała twardo na chłopaka. Powyzywała go z kilkanaście razy. Przeprosiłam ją za niego, ale ona spojrzała na mnie jak na idiotkę.
-Oszalałaś? Nie masz mnie za co przepraszać, to nie twoja wina, że jest takim sukinsynem.
Kiedy powiedziała mi, że poszedł to starałam się wrócić do naszej rozmowy. Opowiedziała mi o Lucasie, który od dłuższego czasu chodzi z nią do klasy, jest niesamowicie przystojny co zwróciło uwagę dziewczyny. Napaliła się na niego, powtarzała cały czas jakby to go zgwałciła z kilka razy pod rząd. Tym razem mówiła o ich rozmowie, odezwał się do niej pewnego dnia na stołówce i przysiadł się do niej. Poprosił ją o pomoc w odnalezieniu się w szkole, ona w ogóle nie uwierzyła, że on się zwrócił do niej, a nie do jakiegoś chłopaka, albo ładniejszej dziewczyny. Od tamtego dnia rozmawiają ze sobą codziennie w szkole, ona pomaga mu się za klimatyzować, opowiada mu o tym jacy nauczyciele są wkurwiający i na kogo ma uważać, on natomiast odwdzięczył jej się wyjściem do kina, co od razu na pierwszy ruch oka widać, że jest to randka, mają się spotkać w tę sobotę, czyli jutro. Postanowiłyśmy wybrać się do niej i wybrać ciuchy na te spotkanie. Wybrałam jej ulubione jeansy, które były cholernie obcisłe, oraz białą koszulę z złotymi wstawkami. Zaproponowałam jej nowe botki do ulubionej skórki. Była zachwycona.
-Bądź sobą-poradziłam.
Spojrzała na mnie dziwnie.
-Mi to mówisz? To tylko wypad do kina.
-Randka-poprawiłam ją.
-Może zgwałcę go w tamtej ubikacji, kto wie-zaśmiała się.
Dołączyłam do niej, ze śmiechu rzuciłyśmy się na łóżko i dopiero kiedy rozbolały nas brzuchy, położyłyśmy się spokojnie już na materacu.

***

-Gdzie ty byłaś do cholery cały dzień?
Pierwsze co gdy postawiłam nogę w domu to krzyk mojej mamy. Spojrzałam na nią spod włosów, które zasłoniły mi całą twarz. Zasiedziałam się u Caroline, obejrzałyśmy nasze ulubione filmy, musiałyśmy odrobić zaległości, zresztą już i tak jest (wyczekiwany) weekend. Zdjęłam trampki z nóg i poczłapałam do kuchni, a za mną wrzaski. Przemilczałam jej wykład o późnym powrotach do domu, z wyłączoną komórką. Wzruszyłam ramionami i zabierając przy okazji ze stołu jabłko poszłam do góry.
-Widziałeś? Ma gdzieś nasze zasady. Peter do cholery!-krzyczała.
Pewnie teraz zrobiła wykład mojemu ojcu, który za pewne chciał obejrzeć spokojnie telewizję, ale ona zmusiła go do powrotu do pracy, do jego biura, który znajdował się na końcu korytarza, gdzie praktycznie nikt się nie zapuszczał, więc miał tam zagwarantowaną ciszę i spokój. Szczęściarz. Weszłam do pokoju spoglądając na porządek jaki tu panował. Miałam dość tego porządnego, poukładanego życia. Kto by na moim miejscu miał ochotę słuchać krzyków matki, bo nie wie, że spotkałam się z przyjaciółką, którą kazała mi zakończyć kontakt? Kto chciałby słyszeć o ślubie w moim wieku? Kto chciałby być podglądany na każdym kroku? Brak wolności, swobody. Rzuciłam torbę na ziemię. Podeszłam do ogromnej szafy, której tak na prawdę nienawidziłam. Wyciągnęłam z niej małe pudełeczko podpisane "TAJNE". Kiepska nazwa, ale byłam mała gdy ją wymyślałam. Tam znajdowały się wszystkie moje zakazane rzeczy. To było dla mnie coś w stylu pamiętnika. Tam znajdowały się zdjęcia moje i Cat, nasza pierwsza wycieczka do Londynu, wtedy skłamałam mamie, że jadę z koleżanką ze szkoły, która jest bardzo popularna, wymyśliłam ją, ale dzięki temu, miałam pozwolenie i pieniądze. Były tam rachunki za nasze pierwsze wydane papierosy lub alkohol. Miałyśmy wtedy 15 lat, co się dziwić, że coś takiego tutaj schowałam. Zaśmiałam się na widok zdjęć, które nie mogły wyjść na światło dzienne nigdy. Caroline w bieliźnie, my upaprane całe w fast foodach i wiele innych zdjęć. Miałyśmy tam też taką małą karteczkę, gdzie zapisaliśmy sobie obietnicę podpisaną naszą krwią.

OD ZAWSZE, ZAWSZE I NA ZAWSZE RAZEM, SKARBIE ! 

Zrobiłyśmy to kiedy skończyłyśmy równo 13 lat, wtedy moja mama zakazała nam się spotykać. Było ciężko, ponieważ nie wypuszczano mnie praktycznie z domu, bojąc się o mnie, ale zawsze wybłagałam rodziców na wypuszczenie mnie do pobliskiego parku, gdzie do dziś razem z Cat się spotykamy, na naszej ławce, która jest oddalona od całego parku.
Uśmiechnęłam się.



___________________________________________________________
Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział. Przepraszam za liczne przekleństwa, ale te opowiadanie praktycznie będzie stworzone na podobnych rzeczach. Miłego czytania:)


wtorek, 7 października 2014

Rozdział V

-Nicola Clarion-

Spojrzałam na Jacoba jak z trudem próbuje wypowiedzieć jakiekolwiek słowo. Rozejrzałam się. Wszyscy byli zapatrzeni w niego jak w obrazek. Nasi rodzice czekali na ten moment. Moja mama nerwowo poprawiała sukienkę, wygładzając ją dłonią. Bała się, że zrobię z niej idiotkę i odmówię. Chciałam tego. Chciałam odmówić i uciec z stąd, jak najdalej. Zauważyłam jak ciężko jej klatka piersiowa opada. Nie chciałam przecież, żeby się rozpłakała,racja? I obwiniała mnie o nieudaną imprezę. Ale miałam to gdzieś. Ważne jest moje szczęście. Przetrwa to. W końcu jestem jej jedyną córką. Nie ma nikogo innego.
Kiedy usłyszałam swoje imię moje całe ciało zesztywniało. Przytrzymałam kurczowo szklankę patrząc na scenę. Poczułam każdą parę oczu na mnie. Mężczyźni i kobiety świdrowali mnie wzrokiem. Oglądając mój wygląd, chwaląc w myślach kreację, figurę i inne bzdury. Albo krytykowali mnie. Jacob wyciągnął do mnie dłoń, zachęcając do podejścia tam. Powoli stawiałam kroki, próbując nie wywrócić się i nie skręcić kostki, na tych 15-centymetrowych szpilkach, które przygotowała mi mama. Umiałam chodzić w takiej wysokości, ale w tej chwili ograniczało się to do cudu. Jednak podeszłam pod scenę. Złapałam rękę chłopaka i weszłam po trzech schodkach na scenę. Spoglądałam mu głęboko w oczy jakby szukając jego odmowy na to wszystko. Tłum niecierpliwie się kręcił, nie potrafiąc wytrzymać napięcia. Jacob chrząknął i wyciągnął sprawnie mikrofon ze statywu. Odłożył nasze szklanki na mały stoliczek i kazał mi usiąść na krześle, które kelner przyniósł, gdy próbowałam wejść po schodach. Uśmiechnęłam się krzywo do niego, próbując wyglądać na niesamowicie zaskoczoną i zadowoloną.
-Dedykuję ci tą piosenkę na znak naszej miłości-powiedział do urządzenia.


Przeszły mnie ciarki na słowo "miłości". Byłam zdziwiona, że będzie śpiewał. Co prawda, śpiewał cudownie. W głębi serca uwielbiałam jego głos, mogłabym go słuchać bez przerwy. Usłyszałam pierwsze takty mojej ulubionej piosenki, którą grała orkiestra. Zaskoczyło mnie, że wiedział o czymś takim. Rozejrzałam się po sali. Kobiety wzruszyły się jego wyczynem, a mężczyźni zgodnie kiwali głową, okazując szacunek. Nasze matki prawie płakały. Nawet z tej dalekości mogłam zobaczyć ich szklane oczy. Czując na sobie wzrok zebranych zdecydowałam znowu spojrzeć na chłopaka, który śpiewał do mnie:

"I wiem, że to nie jest sprawiedliwe
To nie oznacza, że się nie przejmuję
Ta jedna jest dedykowana tamtej dziewczynie
Dziewczyno, zawsze łapiesz mnie w złych momentach
Wiem ze pewnie myślisz, że to kłamstwo
Wiem, że powiedziałem Ci niedawno, że to ostatni raz."

Zarumieniłam się, czując jak jestem cała czerwona na twarzy. Opuściłam głowę w dół, ale dłoń Jacoba podniosła ją. Ujrzałam jego oczy, na które byłam tak uzależniona. Zobaczyłam z jąka pasją śpiewa, przymykając oczy i marszcząc czoło. Kiedy skończył, klęcząc przede mną tłum zaklaskał głośno. Uśmiechnął się do mnie.
-Do było piękne-wydukałam nadal oczarowana magią jego oczu.
Jedynie pokazał rząd swoich białych, równych zębów. Spojrzałam uważnie na jego ruchy. Próbował wyciągnąć z kieszeni marynarki małe pudełeczko. Po kilku sekundowej walce z materiałem wyciągnął wspomnianą rzecz. Czułam się jakby czas się zatrzymał. Zapomniałam, że jestem na idiotycznej imprezie, która cholernie mi się nie podobała. Zapomniałam o tłumie bogatych ludzi. Zapomniałam o rodzicach. Zapomniałam o wolności, którą tak pragnęłam. Zapomniałam o wszystkim. Nie wiem czy to była magia jego oczu, że nie wiedziałam co począć ze sobą. Próbowałam z całych sił nie rozdziawić buzi i zrobić wielkie oczy. Chociaż wiedziałam, że taki moment nastąpi od kilku, dobrych tygodni, to jednak była zdziwiona, w jaki sposób to zrobił. Ważny był teraz tylko on i ja. I nikt mi nie powie, że jest inaczej. To była ta chwila gdzie powinnam się rozryczec i powiedzieć "tak". Czułam jak moje usta układają się na to słowo. Przymknęłam oczy. Pamiętam, jak dziś, moje marzenia. Kiedy byłam małą dziewczynką. Kiedy nic innego się nie liczyło. Tylko marzenia, zabawa, zabawki i inne pierdoły by być szczęśliwym. Rodzice dawali ci kawałek nieba. Teraz znów poczułam smak nieba. Przede mną klękał chłopak, który marzy się każdej dziewczynie. Dlaczego mam nie skorzystać z okazji? Ale przecież nie chciałam tego racja? Od zawsze ubolewałam nad moim "przeznaczeniem". Otworzyłam oczy i ponownie zobaczyłam jego. Był gotowy na życie ze mną. Widziałam to po jego twarzy.
-Wyjdziesz za mnie Nicole?
I wypowiedział słowa, których tak się bałam. Wstrzymałam nieświadomie oddech.Pieprzyć wolność.
-Tak-mruknęłam mało wyraźnie.
Jednak Jacob usłyszał mój głos. Uśmiechnął się delikatnie. Kiwnął głową jakby dziękując mi. Wyciągnął pierścionek z pudełeczka i ostrożnie wsadził mi na palca u prawej ręki. Rozległy się głośne oklaski. Wstałam z krzesła i spojrzałam w stronę rodziców. Mój tata uśmiechał się delikatnie jakby sam do siebie, przytulił mamę szepcząc coś jej na ucho. Jacob także złapał mnie ręką w talii i przyciągnął do swojego boku.
-To może jakiś buziak? - zapytał.
Zaśmiałam się.
-Nie wyobrażaj sobie za dużo.
Uśmiechnął się łobuzersko w moją stronę.
***
Ściągnęłam sukienkę i szpilki. Stałam w samej bieliźnie przed wielkim lustrze w moim pokoju. Impreza się skończyła już godzinę temu. Było cholernie ciemno. Być może było już po północy. Sama nie wiem. Oglądałam z każdej strony pierścionek. Był stary, ale miał w sobie to coś, co przyciągało uwagę na niego.
Więc zrobiłam to... Myślałam przez chwile że to jakiś głupi sen, przecież w rzeczywistości nie zrobiłabym tego. A jednak. Rzuciłam się na łóżko wzdychając głośno. Złapałam telefon, który leżał na szafce nocnej.
Trzy nie odebrane połączenia, milion wiadomości. Przeleciałam szybko wzrokiem nadawców. Na samym końcu był esemes od Caroline.

"Żyjesz słońce? "

Uśmiechnęłam się mimowolnie. Wybrałam jej numer i zadzwoniłam.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci...
-Nik?
-Muszę z Tobą porozmawiać.
-Nie mów, że uciekłaś! Myślałam...
-Nie uciekłam.
Usłyszałam pukanie do dzwi. Kazałam poczekać jej chwilę i krzyknęłam "otwarte". Do pokoju weszła moja matka, która była już przebrana w swoją piżame z koronki, z barwami fioletu o kilkunastu odcieniach. Zignorowała widocznie mój ubiór i podeszła uśmiechnięta do łóżka, siadając na krawędzi materaca. Usiadłam po turecku opierając się o ścianę. Brakowało jej słów. Widziałam jak otwiera i zamyka usta, jakby nie wiedziała co powiedzieć, albo jak zacząć rozmowę. Spojrzałam na nią uważnie, wyglądała jak zawsze, fantastycznie, jej blond loki opadają na plecy, jej twarz dalej była idealna, bez żadnej skazy, jej oczy jednak stały się jakby jaśniejsze, miała zawsze ciemnozielone oczy, których chyba nikt nie miał, teraz jednak wyglądały jaśniej, jej usta też wytworzyły coś na znak uśmiechu, ale był on tajemniczy, nigdy jej takiej nie widziałam. Całkowicie zaskoczyła mnie.
-Jestem bardzo z ciebie dumna-odezwała się w końcu.
Uśmiechnęła się do mnie.
-Podjęłaś dobrą decyzję. Myślałam, że uciekniesz, albo zbuntujesz się. Jacob dobrze się tobą zajmie. Jestem tego pewna. Wykazałaś się dużą odwagą zgadzając się na zaręczyny. Gratuluję.
-Dziękuję - mruknęłam cicho.
Byłam zaskoczona jej wypowiedzią, nie wiedziałam czy mam coś dodać, byłam skołowana. Otworzyła ramiona, przytuliłam się do jej drobnego ciała. Jej skóra pachniała wanilią, jak w dzieciństwie. Glaskała mnie po plecach. Przymknęłam oczy. Chciałam wykorzystać jak najlepiej tą chwilę. Już dawno nie dała mi tyle czułości. Traktowała mnie zawsze zimno, jakbym była jej pracownikiem. Nie była opiekuńcza, dziewczyną w moim wieku pasowało to, jednak rozkazywała mi za często. Musiałam utrzymać w szkole reputację i spotykać się z Jacobem. Nie obchodziło ją moje zdanie. Mam trudny charakter, jak mówi mój tata, że to upodabnia mnie do mamy, bo wygląd odziedziczyłam po nim, więc stawiałam się często, które kończyło się karą. Po kilku sekundach puściła mnie.
-Idź już spać, jutro będziemy mieć gości.
Uśmiechnęła się promiennie i wyszła. Złapałam za telefon i przyłożyłam do ucha.
-Słyszałaś? - zapytałam.
-Omg! Słyszałam, twoją matka się zmieniła. Czyli jednak nie uciekałaś. Chciałam z Tobą pojechać do Włoch.
-A co z seksownym nowym? - zaśmiałam się.
-Wolę Włochów-mruknęła.
Rozmawiałyśmy jeszcze kilka minut, potem poszłam się umyć, relaksując przy okazji moje ciało i położyłam się spać , przytulajac się do zimnej kołdry.

czwartek, 11 września 2014

Rozdział IV

-Narrator-

Wszyscy wyszli na korytarz przygotowując się na lunch. Każdy mówił o pocałunku najpopularniejszej pary w tej szkole. Nikt nie mógł uwierzyć, że widział coś takiego, w szkole. To powinno być zakazane. Sprawczyni wyszła z szatni, gdzie nie dawno przebrała się w swoje codziennie ciuchy. Sama nie wierzyła, że to zrobiła. Była pewna, że kiedy tylko do niej podejdzie to stchórzy. Bała się każdej przerwy, ukrywając głęboko w sobie przeczucia. Nic nie wydarzyło się, ale nie mogła przestać myśleć, co wymyślił jej "chłopak". Rozpoczęła grę. Nie było odwrotu. Obracała się nerwowo, oglądając każdy zakamarek, gdzie może się chować Grey, a potem wyskoczyć przed nią niespodziewanie. Weszła powoli za dziewczynami do stołówki, tysiąc oczu oglądało każdy jej ruch, oczekując kolejnej niespodzianki. Wszyscy jednak wiedzieli, że nie teraz ona ma wykonać ruch. Brunetka wzięła swoją tacę z jedzeniem, codziennie miała to samo i usiadła do stolika "popularnych". Grzebała widelcem w sałatce, nie miała apetytu, nic nie mogła przełknąć. Nie powinna tego robić. Zrobiła błąd, teraz musi za niego zapłacić. Drzwi otworzyły się z hukiem, podskoczyła przestraszona. Każda patrzył jak Jacob podchodzi do niej i wyprowadza z pomieszczenia. Para usłyszała gwizdy i jakieś nie zrozumiałe krzyki w ich stronę. Nicola nie wiedziała co robić, czy pozwolić mu ją ciągnąć gdzieś, czy kazać mu przestać i wrócić na swoje miejsce. Nie zdążyła pomyśleć a już czuła jego usta na swoich, które całują ją z pasją. Przymknęła oczy. Wszyscy uczniowie wyszli za nimi. Podbiegli do kanciapy woźnych, gdzie chowała się para.
-Czy oni się tam pieprzą?-ktoś zapytał szepcząc.
Każdy był zdania, że tak. Jednak w środku dziewczyna próbowała pojąc plan Jacoba. Byli w pomieszczeniu ze wszystkimi rzeczami do sprzątania. Chłopak oparł się rękoma o ścianę dalej ją całując. Nie mógł nic wymyślić, przez te wszystkie lekcje, ale to było dobre. Całkowicie w jego guście. Ta cała zabawa, podobała mu się. Mógł już swobodnie pocałować Nikki, marzył o tym od dłuższego czasu. Chciał, żeby ona też czuła to co on, a nie nienawiść, że rodzice każą nam być razem do końca życia. Bo przecież on nic nie zawinił. Podniósł delikatnie koszulkę dziewczyny, głaskał jej skórę, czuł jak drży pod jego dotykiem. Uśmiechnął się spoglądając w jej oczy. Clarion nie wiedziała co ma zrobić, czy dalej to ciągnąć? Sprawiało jej to ogromną przyjemność gdy głaskał jej skórę. Spoglądała mu głęboko w oczy, tak jak on. Tylko, że ona utonęła w czekoladowych źrenicach. Nogi jej się ugięły. Pomyślała o rozmowie z Caroline.

"-Jedliśmy razem lunch, jest niesamowicie słodki, aż miałam ochotę go zgwałcić na tej stołówce.
-Caroline!-wykrzyknęłam udając obrzydzenie.
-Nie udawaj aniołka Nikki.
-Jestem dziewicą, przypominam.
-Ja też, ale mam ochotę stracić z nim dziewictwo. To moja chwila. Myślę nad jego samochodem, albo łazience.
Zaśmiałyśmy się ponownie.
-A ty?-zapytała się mnie.
-Kanciapa woźnych-żartując."


-Co tam się dzieje?-krzyknął nauczyciel.
Biegł on ze stołówki do tumu uczniów, którzy byli zgromadzeni przy kanciapie woźnych. Nie przejęli się jego krzykiem tylko dalej starali posłuchać rozmowę Nicoli i Jacoba, nic nie słyszeli, oczekiwali cichych jęków, cokolwiek, ale cały czas było cicho. Pan Droffie, bo tak nazywał się nauczyciel fizyki, który zainteresował się sytuacją, przepchał się przez licealistów i spojrzał na nich krytycznym wzrokiem. Wszyscy odsunęli się pod ściany, byli ciekawi jakie kłopoty czekają parę. Drzwi otworzyły się szeroko, klamka trzasnęła o szafkę. Dziewczyna jak i chłopak nadal patrzyli sobie w oczy, spojrzeli zaskoczeni na nich, kiedy usłyszeli srogi głos nauczyciela. Nicola schowała twarz we włosach, ale każdy już zauważył rumieńce na jej polikach.
-Co wy tu robicie?-zapytał.
-Rozmawialiśmy-mruknął Jacob uśmiechając się do niego.
Stał przed nauczycielem całkowicie wyluzowany, w ogóle nie speszył się, że każdy świdrował go wzrokiem, zwłaszcza uczniowie. Wszyscy próbowali powstrzymać chichot.
-Wychodzić, nie wolno przebywać w takich pomieszczeniach. Następnym razem inaczej się to dla was skończy.
-Oczywiście, sir.
Chłopak złapał dziewczynę za rękę i wyciągnął ją z pomieszczenia, jednak nie wrócili do stołówki, ani nie poszli do klasy, gdzie mieli mieć następną lekcję, tylko podążyli w stronę drzwi wyjściowych. Nikt nie zwrócił na nich uwagę, bo zostali wygonieni z korytarza. Wsiedli do samochodu chłopaka.
-To mamy remis-zaśmiał się Grey.
Dziewczyna prychnęła.
-Powinniśmy wrócić do szkoły, na lekcję.
-Pokażę ci coś ciekawszego niż bezsensowne eksperymenty.
Odpalił samochód i odjechał z parkingu szkolnego. Tylko on wiedział gdzie ma jechać. Do miejsca, które uwielbiał. Mógł się tam odprężyć. Był tam tylko sam. Nikt nie miał prawda mu przeszkadzać. Wyłączał telefon, odłączał się do świata. Coś niesamowitego... Czuł się wolny.

***

Dziewczyna oglądała z zachwytem panoramę miasta. Widziała każdy budynek. Nawet te najmniejsze. Ujrzała także wilie jej rodziców, który nazywała domem. Lekki wiatr powiewał jej brązowe loki. Obok niej stał chłopak, który ją tu przyprowadził, ręce schował do kieszeni spodni, które były stanowczo za nisko. Byli w środku lasu, ale nie bała się, wiedziała, że jest bezpieczna. Nie wiedziała, że takie miejsce istnieje na prawdę. Ta scena wyglądała jakby była wyjęta z romantycznego filmu. Młody Grey uśmiechał się delikatnie oglądając widok przed sobą. Wdychał swobodnie powietrze. Zapomniał o problemach, miał przy sobie dziewczynę, którą darzył wielkim uczuciem i przecudny widok. Czego więcej mógł pragnąć? Nicola ułożyła głowę na jego ramieniu, myślała, że zrzuci ją, ale nie wykonał żadnego ruchu. Był zdziwiony jej zachowaniem. Może jednak coś do niego czuła. Może nie był jej obojętny. Oglądali w spokoju panoramę, ale nic nie trwa wiecznie. Ciszę zagłuszył telefon dziewczyny, chciała go zignorować, ale to było połączenie od jej matki. Nie mogła nie odebrać. Nacisnęła na zieloną słuchawkę przykładając telefon do prawego ucha. Słuchała oskarżenia w jej stronę, że uciekła ze szkoły, gdzie się podziewa, że będzie miała szlaban na zawsze, co ona sobie wyobraża i tak dalej... Jednak nie przejęła się żadnym słowem. Spokojnie patrzyła w oczy bruneta, który rozważał co ma powiedzieć. Zabrał w końcu jej telefon.
-Dzień dobry pani Clarion.
-Jacob?-zapytała zaskoczona kobieta.
-We własnej osobie-zaśmiał się dla złagodzenia sytuacji.
Spojrzał na Nicole, która po prostu siedziała na trawie patrząc się w dal. Była nie obecna. Wyłączyła się. Miała dość. Tutaj znalazła spokój o jakim marzyła i jej matka musiała go zepsuć.
-Jesteś z Nicolą?
-Tak proszę pani.
-Dlaczego nie jesteście w szkole?
-Chcieliśmy poważnie porozmawiać. To nie mogło czekać.
-Och!
-Odwiozę ją gdy tylko skończymy dobrze?-zapytał z nadzieją.
-Oczywiście skarbie.
Pożegnał się z nią i oddał sprzęt dziewczynie. Prawda była taka, że jej matka uwielbiała Jacoba, gdyby rzuciła szkołę i uciekła z nim na koniec świata to nie miałaby nic przeciwko. Byłaby wręcz szczęśliwa, że uciekła właśnie z nim, chłopakiem, który został jej przeznaczony gdy tylko się urodziła. Para siedziała na trawie spoglądając co chwila na siebie. Nie czuli się nie zręcznie, nie chcieli wracać do tego świata problemów, tu było im cholernie dobrze.
-Chciałem porozmawiać-szepnął Jacob.
Jego głos był tak cichy, jakby bał się reakcji dziewczyny, jednak ona usłyszała prośbę. Nie wiedziała, że to co powiedział jej matce jest prawdą. Zabrał ją tutaj, żeby porozmawiać. Spojrzała na niego spod długich rzęs.
-Więc mów-mruknęła równie cicho co on.
Jednak nie odzyskała odpowiedzi, chłopak odwrócił wzrok speszony. Tak, najbardziej popularny nastolatek publicznej szkoły w New Yorku był speszony jej spojrzeniem.
-Nienawidzisz mnie?-zapytał.
Nie wiedziała co ma powiedzieć, nienawidziła go, odkąd pamięta, ale prawda była taka, że skrywała uczucia do niego, pod nienawiścią. Nie chciała się przyznać, że zauroczył ją już dawno temu. Była zła na rodziców, że to właśnie on ma być jej mężem. Chciała zapomnieć o tym co czuje do tego chłopaka, ale nie mogła, był wszędzie gdzie ona. Chłopak oczekiwał odpowiedzi do niej, ale słyszał totalną pustkę. Wiercił się niecierpliwie.
-Nie-usłyszał jej cichy głosik.
Uśmiechnął się pod nosem.
-Lubisz mnie?
-Tak-mruknęła zdenerwowana.
-Bardzo?-zapytał trochę głośniej.
-Nie przesadzaj-zaśmiała się popychając go na ziemię.
Zaśmiał się z jej ruchu. Podniósł się z ziemi, pomógł także jej, podając dłoń. Złapała ją od razu jednak chłopak za mocno ja pociągnął. Poleciała na niego, odbijając się od jego torsu, prawie upadła, ale Jacob potrzymał ją w talli. Ich twarzy były bardzo blisko siebie. To ona wykonała pierwszy "krok", dotknęła jego warg swoimi i pocałowała go.

***

-Pierdolisz?-krzyknęła Caroline.
Nicola zaśmiała się.
-Mówię prawdę.
-Nie wykorzystałaś takiej okazji, ja bym się z nim pieprzyła już dawno w tej kanciapie. Lubisz go suko-zachichotała.
-Przestań.
Walnęła ją w ramię.
-Lubisz go! O cholera! TY serio go lubisz!-wykrzyczała blondyna.
Jako przyjaciółka wiedziała, że kiedyś się w nim zauroczyła, ale myślała, że przeszło jej, tak samo jak jej przechodziło. Czasem myślała, że może to jest jej ta jedyna miłość, więc próbowała ją zachęcić do bycia miłą dla Jacoba. Widocznie obaj ukrywali prawdziwe uczucia. "Cholerni kłamcy"-tak by powiedziała Caroline. Ma rację. Obaj są urodzonymi aktorami.

***

Cholerny tydzień dziewczyna była spięta, nie mogła myśleć co stanie się za tydzień, w następną sobotę. Nikt zresztą by się nie dziwił, że w wieku 18 lat czekała ją nie wspaniała osiemnastka, na którą czekała, ale ona czekała na ten straszny dzień, który miał się odbyć 29 maja. Jej zaręczyny. Jej matka szykowała tą imprezę od lat, pozapraszała gości z dwuletnim wyprzedzeniem, zaprojektowała jej sukienkę i garnitur Jacobowi. Właśnie. Jacob. On sam był zdenerwowany nadchodzącym dniem, choć dobrze to ukrywał. Był urodzonym aktorem. Para w ogóle ze sobą nie rozmawiała, ona od niego uciekała jak tylko mogła. Widywał ją czasem na korytarzu i w klasie. Był tym faktem zdenerwowany, myślał, że teraz wszystko będzie łatwiejsze, a robiło się wręcz przeciwnie. Ciężko. Cholernie ciężko było mu nie oglądać się za dziewczyną. W szkole nadal wrzało o ich "rozmowie" w kanciapie i wcześniejszym wyczynie Nicoli. Obgadywali ich. Nie znosił tych plotek. Tego, że każda dziewczyna w szkole go zaczepiała, mając na dzieje na gorący seks, albo romantyczną kolację. Nie miał jednak ochoty na tracenie czasu z dziewczynami, które były za mocno pomalowane, za krótko ubrane, za zbyt zdzirowate laski, które śniły o seksie z nim. Tworzyły najróżniejsze historie, jak on z nimi rozmawiał, że flirtował z nimi. Wkurwiało go to. Chciał wtedy kogoś uderzyć. Tak było i tym razem. Gdy Anna, "psiapsióła" Nicoli podeszła do niego, ze sztucznym uśmiechem. podrywała go od zawsze, odkąd sięgała jego pamięć. Była zazdrosna o wszystko. Przyjaźniła się z Nicolą tylko, że miała popularność i jego. Też tego chciała. Przyglądała się im. Wcale do siebie nie pasowali, jej zdaniem. Nigdy się nie przytulali, całowali, dziewczyna wręcz od niego uciekała, było widać, że nienawidzi go. To była jej chwila. Próbowała wszystkiego, by zwrócił na nią uwagę, ale on nic sobie z tego nie robił. Ostatnie wydarzenia wstrząsnęły ją. Całowali się. Publicznie. W szkole. Myślała, że jej starania poszły na marne, ale potem jakby wszystko wróciło do normy. Nicola go unikała jak tylko mogła. To była jej kolejna szansa. Podeszła do niego na swoich długich szpilkach, uważając na każdy krok, by nie potknąć się. Wydawało jej się, że wyszło to seksownie, lecz Jacob wcale tego nie pomyślał. Zaśmiał się do swoich kolegów, którzy jak zawsze stali obok niego. Znali się od zawsze. Na prawdę im ufał. Mieli podobne hobby i to ich połączyło. Chłopacy także uwielbiali spędzać z nim czas. Nie dla popularności. Dla nich to była wielka przyjaźń. Słysząc śmiech ich kumpla spojrzeli zaciekawieni gdzie patrzy się blondyn. Zauważyli Anne, która próbowała normalnie iść w tych szpilkach. Wiedzieli co teraz będzie. Zaśmiali się głośno. Ich głos rozbrzmiał po całym korytarzu. Dziewczyna idąca jednak zignorowała ich i podeszła do Jacoba. Przywitała się z nim przytulając go delikatnie. Przycisnęła swoje piersi do jego talli, by poczuł jaką zawartość ze sobą prezentuje. Pragnęła seksu z nim. To był jej cel. Jak każdej dziewczyny w tej szkole.
-Cześć Jacob
-Hej-odpowiedział jej całkowicie znudzony nią.
-Robisz coś w tą sobotę?-zapytała żując gumę.
Chłopcy zaśmiali się z jej głupoty. Posłała im lodowate spojrzenie, ale oni uznali to za krzywą minę i znowu się zaśmiali. Dziewczyna tupnęła nogą, zdenerwowana.
-Jestem zajęty An, poszukaj sobie kogoś innego-mruknął.
Słysząc upragniony dzwonek podążył do klasy, ostatniej lekcji. Chciał z stąd wyjść jak najszybciej. Na szczęście, miał dziś tak mało lekcji, że nie odczuł w ogóle tłoku szkoły. Bał się jednak jutrzejszego dnia.

***

Spojrzał na siebie w lustrze, oglądając każdą część jego ciała, które było pokryte dopasowanym, czarnym garniturem, który zaprojektowała dla niego pani Clarion. Był doskonale dopasowany, koszula podkreślała jego mięśnie, nad którymi ciężko pracował od dłuższego czasu. Spodobało mu się. Na żelował włosy, spojrzał ostatni raz na swoje odbicie i wyszedł z pokoju, staranie domykając drzwi. Zeszedł na parter, gdzie czekali jego rodzice. Jego matka poprawiała krawat pana Greya, który równie dobrze się prezentował co syn. Kobieta obróciła się z wdziękiem stronę swojego jedynego dziecka, który miał się dzisiaj zaręczyć. Była tym faktem zachwycona. Wiedziała, że będzie płakać, więc zaopatrzyła się w chusteczki higieniczne oraz kosmetyki, aby poprawić makijaż. Spojrzała na chłopaka, próbując powstrzymać łzy, które napłynęły do oczu. Podeszła i poprawiła jego marynarkę oraz kołnierzyk, z którym zawsze miał problemy. Wyciągnęła z torebki małe pudełeczko i podała mu do ręki.
-Ten pierścionek był twojej babci, pomyślałam, że nadaje się na twoje zaręczyny.
Jacob otworzył ostrożnie pudełko. Pierścionek, który tam się znajdował był piękny. Miał zielone kamienie, które migotały. Pasował idealnie do jego wybranki. Schował go do kieszeni i podziękował rodzicom za prezent.

***

Po całej sali krzątali się ludzie, w najdroższych strojach, od najlepszych projektantów. Cała sala była ozdobiona złotem i beżem. Królewskie kolory. W koncie stała orkiestra, która grywała same wolne melodie. Koło nich tańczyły pary, kobiety próbowały jak najlepiej pokazać swoje sukienki, kręcąc się co chwila. Nicole dziwiło, że jeszcze nie zakręciło im się w głowach i nie zemdlały. Trzymała kieliszek z szampanem i oglądała jak tańczą najróżniejsze tańce. Oglądała to ze znudzeniem, ale przybrała doskonałą maskę. Każdy widział ją uśmiechniętą, która z zaciekawieniem spogląda na pary. Ktoś powinien dać jej nagrodę, za tak dobrą robotę. Każdy także widział w niej piękną dziewczynę, która równie pięknie sie prezentowała. Jej matka przystroiła ją w sukienkę, która otulała jej ciało. Nie mogła powiedzieć, że jej matka była słabą projektantką, bo była niesamowita. Każdy ciuch w jej szafie był z jej kolekcji. Uwielbiała jako mała dziewczynka chodzić na jej pokazy, bo czuła się w tedy dorosła. Kochała ubierać ciuchy jej matki. Tą kreację także by pokochała gdyby nie uroczystość gdzie miała ją założyć. W tym właśnie dniu miała stracić całkowitą wolność. Miała zostać zaręczona z Jacobem, nic nie mogła zrobić. Musiała się zgodzić. Wiedziała, że gdy tylko skończy szkołę, matka przygotuje im ślub, który nikt na długo nie zapomni. Jęknęła cicho nie zadowolona z jej przyszłości. Pragnęła skończyć spokojnie studia, wybawić się tam, żeby była z nią Caroline, nie Anna, Patrycja czy Claudia. Tylko jej najlepsza przyjaciółka, której oczywiście nie mogła zaprosić. Chciała potem znaleźć dobrą pracę, która będzie ją
uszczęśliwiać. Małe mieszkanko gdzie będzie mogła odpocząć spokojnie po ciężkim dniu w pracy, gdzie mogłaby się zaszyć z najlepszą lekturą, gdzie mogłaby zaprosić swoją przyjaciółkę, bez kłócenia się z rodzicami. To byłoby idealnie życie. Nic nie dzieje się jednak tak jak tego pragniemy. Choć Nicola nienawidziła swojego życia, to dziękowała Bogu w duchu, że trafił jej się Jacob, a nie nadęty dupek. Uśmiechnęła się pod nosem, tym razem szczerze, ze swoich myśli. Przecież kilka dni temu uważała go za idiotę, który rujnuje jej marzenia, a teraz dziękowała, że miała go. Co za ironia... Poczuła jak jakaś znajoma dłoń łapie jej rękę i splata palce. Spojrzała w górę i zauważyła Greya, który wygląda na dojrzałego mężczyznę w tym stroju. Jego twarz wyrażała dumę i pewność siebie. Wiedziała jednak, że także on się boi. Spojrzał na nią swoimi czekoladowymi oczami, które tak uwielbiała. Czuła jakby spoglądał w głąb jej duszy, sprawdzając jak się czuje, zamiast zapytać. Uśmiechnął się do niej, dodając jej otuchy.
-Gotowa?-zapytał praktycznie szepcząc.
Kiwnęła jedynie potwierdzająco głową. Poczuła jak jego dłoń ściska jej palce, dzięki czemu robi się jej gorąco, a potem niespodziewanie puszcza i odchodzi. Idzie w stronę orkiestry. Zrobiła kilka małych kroczków do przodu, spoglądając na scenę. Nie była jedyna, każdy oglądał jak chłopak bierze mikrofon. Widać, że w tłumie wyszukuje znajomą twarz, która jak zawsze wyglądała zniewalająco. Spojrzał na swoich rodziców, którzy trzymali kciuki, wraz z państwem Clarion. Co może się stać? Jedynie Nicola może odmówić. Jednak było wiadomo, że nie zrobi tego. Taki był ich los. Chrząknął. Raz kozie śmierć.
-Przepraszam, za przeszkodzenie, ale mam bardzo ważną wiadomość...

______________________________________________________________________________


nowy rozdział, myślę, że spodoba się wam, bo ciężko i długo pracowałam nad nim.

 Proszę skomentujcie, napiszcie cokolwiek. To mi cholernie pomaga : )