sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział VIII


-Pojedźmy w góry!-wykrzyczał Taylor, kolega Jacoba.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Każdy z nas przerabiał kilkanaście razy jego słowa. Spojrzeliśmy po kolei na siebie i zaśmialiśmy się. Nawet ja. Lubiłam przyjaciół Jacoba, byli coś warci. Zac szturchnął go w ramię, kiedy ten obraził się na nas za nas wybuch śmiechu.
-Mówiliśmy o tym już tydzień temu, pacanie-odrzekła Anna.
Mogłabym sobie wyobrazić jak Taylor wyzywa ją od najgorszych. Zachichotałam wewnątrz siebie.
-Znalazłam cudowny domek-zapiszczała Claudia.
Przełożyła zgrabnie włosy na lewy bok i pokazała nam zdjęcie, na którym zobaczyliśmy biały, pełen okien dom, to wcale nie było duże, to było ogromne.
-Ma blisko do supermarketu oraz piękny widok na góry.
-Kupuję to-wyszczerzył się Robert.-Co ty na to Nicola?-odezwał się do mnie.
-Jest okej-mruknęłam do niechcenia.
-Chciałabyś może zaprosić Caroline?-zapytał mnie Jacob.
Wyszczerzyłam oczy. Czy on na serio zadał to pytanie? Bardzo bym chciała, nie umarłabym tam z nudów, pośmiała się z nią z twarzy dziewczyn i ich zachowań, oraz wielkie zainteresowanie do różu. Na pewno oglądaliście, tak jak ja, mnóstwo filmów o nastolatkach, gdzie popularne uczennice, miały tone makijażu, praktycznie każdy detal ciała sztuczny oraz ten paskudny, jaskrawy róż. Cóż, to wszystko prawda. Jednak filmy mówią prawdę.
-Jesteś pewien?-zapytałam nieśmiało.
Spojrzał mi głęboko w oczy, położył rękę na moich ramionach, przytulając do swojego boku.
-Fajnie byłoby poznać ją na spokojnie-szepnął mi w ucho.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Wyciągnęłam telefon i wybrałam znajomy numer.

"Pakuj się dziewczyno, jedziemy w góry!"

-Dziękuję.
Przytuliłam się w jego ramię, wdychając znajomy zapach męskich perfum. Uśmiechnęłam się ponownie w jego koszulkę. To będzie najlepszy wyjazd.

***

Posoliłam ziemniaki i spojrzałam zdziwiona na matkę.
-Skąd wiesz?-zapytałam z obawą.
Wiedziała, że Caroline będzie z nami jechała.
-Rodzice Anny nam powiedzieli, że wykupili bilety i domek. Co to za Caroline? Znam ją?
Spuściłam głowę zakłopotana i cała w nerwach.
-Chodzi ze mną na zajęcia taneczne-wypaliłam.
-Przelałem pieniądze na twoją kartę-zmienił temat tata.
Dzięki niemu uniknęłam przenikliwego spojrzenia mojej matki. Uśmiechnęłam się do ojca, byłam mu niezmiernie wdzięczna. Widocznie zauważył, że między jego kobietami nie jest zbyt miło, więc starał się od jakiegoś czasu załagadzać każdą naszą kłótnię. Zazwyczaj stawał w mojej obronie, co matkę wprawiało w szał.
-Dziękuję.
Wstałam od stołu i podeszłam do niego, przytulając go od tyłu i całując w policzek w podzięce. Mam nadzieję, że już nie zmieni swojego nastawienia i będzie mnie wspierał. Nie zostawi samej ze spojrzeniami matki. Ojciec zaśmiał się wdzięcznie zdziwiony moim zachowaniem. Przyjrzałam mu się, w jego ciemnej czuprynie pokazywały się małe oznaki siwych włosków, za pewne przez stres jaki fundował mu jego zawód. Bycie szefem wielkiej agencji ma zalety i wady. Jedna z ich wad specjalnie zadziała na jego kolor włosów. W jego zielonych tęczówkach można było zauważyć mądrość i pewność siebie, która wręcz wyskakiwała z soczewek. Był dobrze zbudowany, wielkie barki, ale posiadał szczupłą sylwetkę. Zazwyczaj ubrany w elegancji garnitur z wysokiej półki, a czasami w zwykłe jeansy, albo dresy i podkoszulek, wyglądał wtedy jak nastolatek na studiach, który nie wyglądał ani trochę na jego wiek. Garnitury dodawały mu, jak mówił, odwagi i wyglądał starzej. Nigdy nie widziałam, żeby ściągnął obrączkę natomiast mama ściągała ją czasami, rzadko, ale jednak to robiła. Po posiłku pożegnałam się z rodzicami i wróciłam do swojego pokoju szykując się na kolejny dzień, który miał zakończyć semestr i rozpocząć przerwę zimową, na którą wszyscy się szykowali. A w sobotę mieliśmy się udać na lotnisko i wyjechać na Góry Chile, gdzie czekał na nas przytulny domek.

***

-Gdzie ty jesteś do cholery?-usłyszałam w słuchawce.
-Przepraszam, zaraz będę-odpowiedziała zdyszana.
Rozłączyłam się szybko i pobiegłam do centrum handlowego, który cały był ozdobiony świątecznymi przedmiotami, cały w światełkach, w różnych kolorach. Wbiegłam do środka i zaatakowała mnie kolęda z głośników i ciepłe powietrze. W drodze do kawiarenki gdzie miałam się spotkać z Caroline wpadłam na św.Mikołaja, który zadzwonił na mnie swoim dzwonkiem. Przeprosiłam go i pobiegłam do miejsca spotkania. Przy wejściu zauważyłam dziewczynę w pokroju mojej przyjaciółki, która z niecierpliwienia deptała nogą w podłogę i przewracała telefon w palcach u lewej dłoni. Była ubrana w ciemne jeansy, które ją jeszcze bardziej wyszczupliły i ciemny sweter z świątecznymi wzorkami. Przewróciła oczami widząc mnie, ale po chwili przytuliła się do mnie i pocałowała w policzek.
-Gotowa?-zapytałam.
-Jak jeszcze nigdy w życiu.

***

-Jesteś pewna, że mam z tobą jechać?-zapytała po raz setny dzisiaj.
Przewróciłam kolejny wieszak z ciepłymi swetrami i spojrzałam na nią znudzona jej pytaniami.
-Na prawdę? Myślałam, że już to przerobiłyśmy.
-Nick chce jechać, nie zrozum mnie źle, ale ty za wszystko płacisz, nie chcę litości.
-To pieniądze mojego taty, nie moje, zapomnij o tym i zabaw się ze mną. Pierwszy raz w życiu zakupy z tobą są takie nudne i drętwe.
Uśmiechnęła się, ale zauważyłam przebłysk kłamstwa.
-To zabawmy się!-krzyknęła.


Przytuliłam ją do siebie i zaśmiałam się głośno.
-Wróciłaś, dzięki bogu.
Pokazałam jej kartę kredytową, którą dostałam od taty gdy skończyłam 15 lat.
-Lecimy?-zapytałam.
Kiwnęła do mnie potwierdzająco.

***

-Wzięłaś wszystko?
-Tak-mruknęłam.
Tata przytulił mnie do siebie mocno.
-Uważaj na siebie, góry nie zawsze są przyjazne.
Uśmiechnęłam się.
-Będę uważać-zapewniałam go.
Potem pożegnałam się  mamą jedynie mówiąc pożegnalne słowa i kiwając do siebie głowami. Bez uczuciowo. Prychnęłam w myślach. Chwila kiedy się przede mną otworzyła i przytuliła mnie bladła w moich wspomnieniach, zanikała jakby nigdy się nie zdarzyła. Wsiadłam do swojego samochodu, który wreszcie dostałam od rodziców i podjechałam pod dom Carolina, która żegnała się z mamą czule się przytulając, na końcu walnęła żartobliwie swojego brata w ramie, który omal się nie wywrócił. Nacisnęłam na klakson. Przyjaciółka słysząc dźwięk obróciła się w stronę samochodu i pożegnała się jeszcze raz z rodziną krzycząc nie zrozumiałe dla mnie słowa. Podbiegła do bagażnika, który jej otworzyłam za pomocą z jednego z przycisków i wsiadła do samochodu.
-Cześć kochanie-powiedziała trochę zdyszana.
-Gotowa na góry?-zapytałam odpalając samochód.
Pokazała mi jedynie dwa kciuki w górę i włączyła na radio, tak głośno jak tylko mogła. Po drodze śpiewałyśmy we dwie, śmiejąc się w niebo głosy. Na lotnisku byłyśmy jako ostatnie. Dziewczyny z chłopakami stali przed wejściem do naszego samolotu trzymając w rękach bagaże. Spojrzałam na Caroline oczekując jakiekolwiek jej reakcji, ale ona jedynie patrzyła z obrzydzeniem w stronę dziewczyn. Koledzy Jacoba widocznie się zaciekawili moja przyjaciółką po obserwowali każdy jej ruch. Przedstawiłam ich ze sobą, chłopacy przywitali ją dużym uściskiem a dziewczyny jedynie uśmiechnęły się nie szczerze. Przegadaliśmy cały lot. Taylor był zachwycony Caroline i zagadywał ją o wszystkie jej szczegóły w życiu. Zac natomiast ślinił się na sam jej widok. Jedynie Robert siedział bez jakiegokolwiek zainteresowania. Czasami coś mruknął, ale nie był chętny na nowe znajomości. Dziewczyny siedziały oddalone od nas plotkując zawzięcie i oglądając się w lusterkach poprawiając co chwila swoją twarz i włosy. Caroline na spokojnie mogła żartować z nich, ich za mocno pomalowanych polików i oczu i z tego przeklętego różu. Pierwszy raz spędzając czas z nimi byłam rozluźniona. Jacob siedział obok mnie, ale nie wykonywał żadnych ruchów w moją stronę. Siedział spokojnie włączając się do rozmowy. Caroline wybaczyła mu jego zachowanie, już na lotnisku wyjaśnili sobie na osobności tamtą sytuację. Można powiedzieć, że przerwa rozpoczęła się idealnie.

***

Caroline rzuciła się na łóżku przytulając do poduszki. Dom był na prawdę ładny. Patrycja jednak miała gust jeśli chodzi o dekoracje wnętrza. Wszystko, jak na obrazku, było w jasnych kolorach. Królował tutaj beż, który wszędzie był, w każdym nawet najmniejszym fragmencie. Miałyśmy razem pokój tak jak się spodziewałam. Nie chciałam, żebyśmy były oddalone od siebie. Bałam się, że sobie nie poradzi, w końcu jesteśmy pod dachem z bandą bogatych nastolatków.
Zachichotałam na widok jej jak rozwaliła się na materacu przykryta po uszy pokryciem.
-Wygodnie?-zapytałam.
-Cholernie tak!-wykrzyczała.
Odłożyłam torebkę i telefon na szafkę obok i rzuciłam się na łóżko obok dziewczyny. Zaśmiałyśmy się obydwie.
-Masz fajnych kolegów, ale te dziewczyny są bezcenne do nabijania się.
-To koledzy Jacoba, ale masz rację są spoko.
-Właśnie, Jacob.
Obróciła się na bok patrząc na mnie swoimi tęczówkami.
-Jest bardzo przystojny. To dupek, ale nie zostawi cię. Najdziwniejsze jest to, że ani razu cię nie dotknął w samolocie. Może tutaj coś między wami zaiskrzy.


Schowałam głowę zawstydzona.
-Och nie pesz się tak. Kręci cię i na sto procent chcesz go przelecieć.
-Cat!-krzyknęłam oglądając się na boki czy drzwi na pewno są zamknięte.
-W końcu musi być ten pierwszy raz. Alkohol robi swoje kochanie-puściła mi oczko.
Położyła się z powrotem na plecach.
-Jak tam ten nowy?-zapytałam zmieniając temat.
Być może, nauczyłam się tego od taty. Czasami po prostu trzeba zmienić temat, zamknąć go na jakiś czas i dopiero gdy będzie się gotowym wrócić i go przedyskutować.
-Jest na prawdę dobry w te klocki-mruknęła rozmarzona.
Podniosłam się gwałtownie.
-Czy wy...?
-Tak, pięć razy pod rząd doprowadził mnie do orgazmu.
Zachichotała.
Okej, Caroline już taka jest, że mówi co jej na usta przyniesie, nie myśli nad słowami, mówi rzeczy, których nikt kogo znam nie wypowiedziałby, nie w towarzystwie. Tak zostałam wychowana i choć byłam przyzwyczajona do jej prawdomówności na każdy temat to jednak zaskoczyła mnie swoim wyzwaniem. Czyli z naszej dwójki to ja zostałam nadal dziewicą. Wszystko wiadomo. Caroline już od dawna planowała stracić cnotę. Planowała to dokładnie. I zrobiła to. Była do tego zdolna, ja nie. To ona była tą, która potrafiła flirtować z każdym i każdemu przywalić.
-Mówisz serio?
Przełknęłam nerwowo swoją ślinę. Dlaczego ja się denerwuję? Zmarszczyłam czoło.
Kiwnęła głową potwierdzająco.
-Piszemy ze sobą, pojechał tydzień temu do swojej rodziny w Alasce, ale ma wrócić tak samo jak my i jesteśmy umówieni. Wiesz, myślę, że dobrze zrobiłam. Poczułam, że to czas i myślę, że on na prawdę do mnie pasuję i chyba zostaniemy parą, ale nie chce zapeszyć.
-Gratulacje.
-Spokojnie, myślę, że Jacob szybko weźmie cię w obroty.
Zachichotała. Spojrzałam na nią karcąco, każąc jej się zamknąć. Do drzwi ktoś zapukał, krzyknęłyśmy obydwie "proszę". Wszedł Taylor uśmiechnięty.
-Rozpalamy ognisko, zapraszamy panie.

_________________________________________________
Życzę wam wesołych świąt.
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu.
przepraszam za jakiekolwiek błędy:(
 -moje nowe dziecko:)

2 komentarze: